piątek, 17 stycznia 2020

Lewicowe media wspierają terror przeciwko rolnikom

Lewicowe media wspierają terror przeciwko rolnikom


Otóż ekoterroryści posługują się różnymi metodami i narzędziami celem wyrwania cudzej własności. Nie cofają się przed perfidnym, bezczelnym oszczerstwem, manipulacją i grubym kłamstwem. Osoby biorące udział w kradzieży mojego mienia kłamią z premedytacją na temat moich zwierząt, na temat mnie i mojego gospodarstwa.

Na internecie zamieszczają zmanipulowane, sfałszowane, podłożone zdjęcia między innymi to zdjęcie, które jest tutaj widoczne poniżej, to nie jest zdjęcie mojego konia, ani nie jest to zdjęcie z mojego gospodarstwa. Nie wierzcie fundacjom prozwierzęcym i ich klakierom, bo to są najbardziej zakłamane, najbardziej obłudne kreatury na świecie.

 Ja i moje zwierzęta żyliśmy sobie szczęśliwie, dopóki nie zostaliśmy bestialsko napadnięci i brutalnie skrzywdzeni przez bandycką fundację Molosy Adopcje, na czele której stoi oszustka i krętaczka Elżbieta Kozłowska. Ona żyje z kradzieży cudzego mienia, więc nigdy nie przyzna, że zrabowane zwierzęta były zadbane i dobrze traktowane przez obrabowanego przez Kozłowską właściciela.

Ten hejt, który ona organizuje przeciwko hodowcy, a także wójtowi, który niepotrzebnie przetrzymywał zrabowane z gospodarstwa zadbane psy przez półtora roku w schronisku w Bystrym, oraz nadal przetrzymuje moje owce i kozy oraz pięknego, rasowego psa, ma na celu zastraszenie wójta i hodowcy, a także wywarcie presji na wójta i sądzie, aby nie zwrócili bezprawnie zrabowanych zwierząt, a także by wójt zapłacił Kozłowskiej 35.000 zł za bezprawne więzienie uprowadzonych przez Kozłowską moich najpiękniejszych na Mazurach, rasowych, szlachetnych koni mojej hodowli.

Kolejnym powodem posługiwania się lewicowymi mediami, takimi jak POLSAT, jest chęć naciągaczki Elżbiety Kozłowskiej napełnienia jej konta wpłatami oszukanych darczyńców, albowiem ta oszustka i naciągaczka żyje z finansowych darowizn wpłacanych na zbiórkach internetowych -
wpłacanych pod tyle fałszywymi co dramatycznymi opisami rzekomej gehenny zwierząt na moim Rancho.

Prawda jest taka, że Rancho jest rajem dla zwierząt, które tu żyły szczęśliwie, zanim okrutny i bezwzględny potwór z fundacji Molosy Adopcje brutalnie wtargnął na Rancho by urządzić bezbronnej właścicielce piekło na ziemi, a jej zwierzętom gehennę. W wyniku bestialskiej interwencji Elżbiety Kozłowskiej w moje ongiś szczęśliwe gospodarstwo, śmierć poniosło 25 zwierząt oraz niepoliczone jagnięta i koźlęta i są na to twarde dowody.

https://interwencja.polsatnews.pl/reportaz/2020-01-17/zwierzeta-padaly-z-glodu-ranczo-grozy-na-mazurach/?fbclid=IwAR0o5DqSNBVpgSAi-zDJEbLrRszXLn7SJpjcNMvsuoggqKwZWklLJQSozrs

środa, 8 stycznia 2020

Bandyci rządzą w kraju pod okiem PiSu


Na podstawie naruszenia dobrostanu zwierząt w gospodarstwie pana Tomasza Cieślaka w gminie Parysów interweniowała grupa obrońców praw zwierząt, która w asyście funkcjonariuszy zarekwirowała wszystkie zwierzęta utrzymywane w gospodarstwie. Rolnik stracił m. in. 29 krów, w tym cielaki i 10 krów cielnych. Jak mówi gospodarz, większość z tych zwierząt trafiło później do rzeźni. Pan Tomasz twierdzi, że taka historia może spotkać dosłownie każdego, bowiem w jego oborze były niewielkie uchybienia, a takich gospodarstw na terenie kraju jest bardzo dużo. Rolnik z Mazowsza dodatkowo został skazany wyrokiem sądowym na rok wiezienia w zawieszeniu oraz zakazano mu hodowli zwierząt. Aby utrzymać rodzinę, musiał podjąć pracę na etat.
5 kwietnia 2017 r. do gospodarstwa Tomasza Cieślaka wtargnęli działacze organizacji prozwierzęcej w asyście policjantów. Przed posesją ustawił się sznur samochodów z klatkami, żeby zabrać zwierzęta z gospodarstwa. – Akurat wracałem z pola i zobaczyłem tych wszystkich ludzi. Pytałem jakim prawem wchodzą na moje gospodarstwo. Moja żona usłyszała, że policja chce sprawdzić ile jest utrzymywanych w gospodarstwie zwierząt. Poprosiłem o wylegitymowanie się członków tej organizacji. Ci zwrócili się do policjantów aby mnie odsunęli, bo „ten człowiek nie ma nic do powiedzenia”. Kazałem im opuścić teren, ale oni jak i policja nie reagowali. W moim gospodarstwie policja mnie trzymała abym nie wszedł do własnej obory – relacjonuje przebieg zdarzeń pan Tomasz.
Jak mówi gospodarz z gminy Parysów, w oborze dopadło go sześciu policjantów. – Chciałem dopuścić cielaka do krowy, a oni mnie na siłę chcieli stamtąd usunąć. Wykręcono mi ręce do tyłu i założono kajdanki. To wszystko w moim domu, na mojej ojcowiźnie. Tak załatwili rolnika, który od dzieciństwa pracuje na gospodarstwie. Trafiłem na komisariat do Garwolina na 48 godzin. Po tym czasie usłyszałem zarzuty. Później przyjechali po mnie znajomi. Byłem tak jak zerwany z pola, w gumofilcach, w ubraniu roboczym. Miałem porozrywane ubranie – mówi Tomasz Cieślak.
– Jak przyjechali po krowy to wywarzali drzwi obory, metalowymi prętami bili krowy i pędzili je na samochody. Nie mogłam nic zrobić, Byłam w takim szoku, że nie wiedziałam do kogo się zwrócić. Dzień później w gospodarstwie pojawiła się wójt z GOPS-em. Weszli do domu, rozmawiali między sobą, a później wzięli mnie na bok. Powiedzieli, że nie mam warunków i jak mąż wróci to będzie agresywny. Rozglądali się w kuchni i patrzyli do lodówki czy mamy co jeść. To zrobili Polacy. Ograbili ze zwierząt, a męża wsadzili do więzienia. Zawieziono mnie do Warszawy z dziećmi, do mojej mamy. Początkowo chcieli mnie i dzieci zawieźć do Siedlec, do domu interwencyjnego. Wyrzucono mnie z własnego domu, w którym mieszkam od 18 lat. Nikt do dzisiaj mnie za to nie przeprosił – opowiada pani Agnieszka. Po interwencji obrońców praw zwierząt, w gospodarstwie została leciwa matka pana Tomasza z chorym bratem. – Po tych wszystkich zdarzeniach moja mama się załamała i odeszła w wieku 86 lat – mówi rolnik z Mazowsza.
Panu Tomaszowi zabrano łącznie 29 sztuk bydła, 71 psów i 6 kotów. Oprócz tego, iż ograbiono go z własności, to został skazany wyrokiem sądu rejonowego na karę roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata. W trakcie interwencji w jego gospodarstwie, pan Tomasz miał kopnąć w kolano i szarpnąć za mundur posterunkowego lokalnej policji.
– Sąd w Garwolinie zamiatał wszystkie moje dowody pod dywan. Zasądzono przepadek zwierząt. Jak wróciłem z tego aresztu, to był szok. Nie było rodziny, obora pusta, zwierząt nie ma. Cicho jak w grobie. Zostaliśmy też bez środków do życia. Poszedłem na etat, bo z renty chorobowej bym nie utrzymał rodziny. Mam chore płuca, a zachorowałem w wyniku pracy w gospodarstwie Poza tym mam zadłużenie kredytowe – mówi Tomasz Cieślak, który przed interwencją obrońców praw zwierząt utrzymywał się z rolnictwa.

Co później stało się z zarekwirowanym bydłem? Wg pana Tomasza bydło trafiło do gospodarstwa w Szczecinku i zostało sprzedane dalej innemu gospodarzowi za 30-klika tysięcy złotych. – Z tego co wiem, krowy poszły na rzeźnię, a zostały tylko jałówki, które następnie i tak zostały przekazane do innego gospodarstwa. Otrzymałem zakaz utrzymywania zwierząt, tak jakbym jakoś katował te zwierzęta. Poza tym skazano mnie rokiem więzienia w zawieszeniu na dwa lata. Jak to możliwe, że państwo polskie dopuszcza do takiego zła? Jak to możliwe, że te organizacje nie są nadzorowane? Oni twierdzą, że powiatowy lekarz weterynarii jest w ogóle niepotrzebny na miejscu. Taki lekarz by w życiu takiej decyzji nie podjął. Nie dostaliśmy żadnych zaleceń, żeby podwyższyć dobrostan zwierząt, nie powiedziano nam co mamy ewentualnie poprawić. To był najazd, tylko po to żeby zabrać zwierzęta. Ktoś przejął cały dorobek mojego życia. Nie dość, że zostałem okradziony, to jeszcze skazano mnie na więzienie. Mamy nagranie kierownika mleczarni, który potwierdza, że nasze gospodarstwo spełniało wymogi. Lekarz weterynarii w 2016 r. badał krowy i były zdrowe. Krowy musiały z resztą być zdrowe, bo po zabraniu ich z gospodarstwa ostatecznie trafiły do rzeźni, a ich mięso uznano za zdrowe. Moje wcześniejsze krowy, które już nie nadawały się do dalszego chowu, były dobrej mięsistości, co może potwierdzić rzeźnia do której oddawałem zwierzęta. To znaczy, że były dobrze karmione. Jedna krowa była świeżo po ocieleniu, a jeszcze 10 było do ocielenia na dniach. Jedna taka krowa jest warta co najmniej 5 tys. zł. Całość strat oceniam na 400 tys. zł. Najgorsze jest to, że to może paść na każdego. Warunki są różne w gospodarstwach,a wpadnie taka organizacja i stwierdzi, że na tyle sztuk nie może być jeden pojnik. Zdarzają się sztuki chudsze, a nie daj Bóg zdarzy się, że ciele będzie padnięte czy krowa, to od razu odbierają. Ten człowiek z organizacji prozwierzęcej, która zabrała moje bydło, jeździ po Polsce i szuka takich gospodarstw jak moje. W wielu miejscach widzę, że krowy mają o wiele gorsze warunki. U mnie dwie krowy piły z jednego pojnika, a bywają miejsca że i 30 krów pije z jednego – przestrzega pan Tomasz.

https://niezaleznemediapodlasia.pl/organizacja-prozwierzeca-pozbawila-rolnika-dorobku-zycia-a-policja-wsadzila-go-za-kraty/

środa, 1 stycznia 2020

Ekologizm czyli nowoczesna forma faszyzmu




Gościem programu „Rozmowy niedokończone” na antenie Telewizji Trwam był ks. prof. Dariusz Oko, kierownik Katedry Filozofii Poznania Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie.

Duchowny odniósł się słów metropolity krakowskiego abp Marka Jędraszewskiego, który przestrzegał przed ruchami, które „próbują narzucać reprezentowane przez siebie ideologie jako obowiązującą doktrynę”. – Ekologizm to zjawisko niebezpieczne – mówił metropolita krakowski.

Zdaniem księdza prof. Dariusza Oko abp Jędraszewski „jak każdy chrześcijanin jest z pewnością za ochroną przyrody”. Jak podkreślił, to stanowisko zwyczajnie „kojarzy się z konserwatyzmem, czyli zachowaniem tego, co dobre”. – Można z tej troski robić jednak ideologię – zaznaczył.
 
Mogą ją robić szczególnie ateiści, ponieważ nie mają odniesienia do świata wyższego, do Boga. Chcą zrobić raj na ziemi, bo nie mogą mieć innego raju. Stąd ich przeczulenie na sprawy ochrony środowiska i robienie z tych spraw czegoś na miarę ostateczną. Ludzkość może być według nich uratowana, o ile zachowa zasady ekologizmu

– zwrócił uwagę ks. prof. Oko.

Duchowny nawiązał przy okazji do głośnej ostatnio informacji z Niemiec, gdzie jedna ze stacji opublikowała piosenkę w wykonaniu dziecięcego chóru. „Moja babcia jest starą świnią ekologiczną” – śpiewały dzieci.

Zobacz: [video] Skandal w Niemczech. Dziecięcy chór śpiewa… „Moja babcia jest starą świnią ekologiczną” 
 
Niedawno słyszeliśmy, do czego doszło w Niemczech, gdzie przedszkolaki były uczone piosenki, w której ubliżały własnym babciom. Śpiewali o babciach, że są „ekoświniami”. Ci ludzie mają pomieszane w głowach, skoro śpiewają takie rzeczy. Zapewne o to chodziło księdzu arcybiskupowi

– uważa ks. Oko.

Zdaniem duchownego „ateista też potrzebuje jakiejś religii”. – Religia wyrzucana w jednej formie, wraca w drugiej. To tak jak z powietrzem. Może zmienić powietrze, ale czymś musi oddychać – stwierdził ks. prof. Oko.
 
Ateiści robią swoją religię z ekologizmu. Żyją w absurdzie, bo mówią, że trzeba chronić każdy gatunek, a przecież niejeden już wymarł, a ziemia nadal istnieje. Mniejszą uwagę przykładają do człowieka. Gdyby człowiek wyginął – „byłoby w porządku”

– uważa kapłan.

Źródło: Radio Maryj
a