wtorek, 31 grudnia 2019

Odłowiłam wczoraj psa




Odłowiłam wczoraj psa

Pies od kilku dni wałęsał się po moim gospodarstwie i niepokoił moje suczki.

Wyglądał na wygłodniałego. W dodatku
nie mogłam wypuścić moich psinek na dwór na spacer.

W końcu go złapałam. Na szyi miał krowi łańcuch, ale bez tabliczki z adresem. Zadzwoniłam od razu do Urzędu Gminy w Kowalach Oleckich i poprosiłam, żeby się zaopiekowali pieskiem.

Urzędniczka z Urzędu Gminy Kowale Oleckie powiedziała, że potrzebują co najmniej dwóch dni, żeby zorganizować transport do schroniska. Według umowy ze schroniskiem, schronisko ma minimum 2 dni na zorganizowanie transportu.

Zadzwoniłam też do schroniska i poinformowałam właściciela schroniska o tym, że będzie piesek do odebrania.

Dzisiaj pies miał jechać do schroniska dla psów w Bystrym, pod Giżyckiem, ale za sprawą Urzędu Gminy Kowale Oleckie nagle się znalazł właściciel psa.

Okazał się nim mój sąsiad z Czukt mieszkający 3 km dalej.

Dziś psa osobiście odebrał z mojego gospodarstwa.

Do odłowienia są jeszcze dwa psy: mały, czarny i średniej wielkości beżowy.

Nadal tutaj przychodzą i niepokoją moje suczki. 😒

Izabella INDIANKA Redlarska
Łowca wałęsających się psów 😎

Ostrzeżenie dla wszystkich hodowców zwierząt


Ostrzeżenie dla wszystkich hodowców I właścicieli zwierząt

Pragnę wszystkich nieświadomych przestrzec przed przestępczą działalnością rozmaitych fundacji prozwierzęcych. Ja mam osobiste doświadczenia z jedną fundacją, fundacją Molosy Adopcje, ale też dużo wiem o działaniach innych podobnych fundacji. Moje doświadczenia i obserwacje zawarłam w poniższym artykule.

Fałszerstwa fundacji prozwierzęcych

Owce były fotografowane na farmie zastępczej wójta po ich brutalnym wywiezieniu z rodzinnej farmy, drastycznym truciu i przegłodzeniu u wójta wg instrukcji Elżbiety Kozłowskiej z fundacji Molosy Adopcje.

Niezależnie od zastosowanego intensywnego głodzenia owiec po ich wywiezieniu z farmy hodowcy, zdjęcia też zostały zretuszowane.

Wyraźnie widać, że proporcje ciała owiec są sztucznie wydłużone i wychudzone. Każdy biegły zootechnik znający parametry ciała owiec rasy wrzosówka to potwierdzi, że zdjęcia są manipulowane.

Trzeba pamiętać o tym, że zwierzęta po to są wywożone przez fundacje od hodowców, żeby manipulować materiałem dowodowym czyli zwierzętami.

Działalność fundacji prozwierzęcych nastawionych na grabież cudzego mienia, nie ma nic wspólnego z ratowaniem zwierząt. Wszystkie fundacje, które rabują zwierzęta właścicielskie zajmują się manipulowaniem materiałem dowodowym czyli manipulowaniem stanem zdrowia i odżywienia oraz higieny zrabowanych zwierząt oraz profesjonalnym fałszowaniem dokumentacji weterynaryjnej.

To znamienne jest, że żadna fundacja nie udziela pomocy zwierzętom w domu, w miejscu zamieszkania, tylko natychmiast ładuje wszystkie zwierzęta na samochody i wywozi na drugi koniec Polski. Po co?  Odpowiedzcie sobie sami na to pytanie.

 Jeśli zwierzęta są w stanie agonalnym to przewożenie ich na drugi koniec Polski im nie pomoże, tylko może doprowadzić do zgonu, więc taki transport to byłoby ryzyko utraty życia, a jeżeli są w dobrym stanie to po co je wywozić skoro można im udzielić pomocy na miejscu w razie potrzeby?

Każdy behawiorysta, każdy psycholog wie, że taki transport dla zwierząt to jest potężna trauma. Zwierzęta brutalnie wyrwane z dobrze znanego im środowiska i wywiezione z gospodarstwa w obce miejsce, gdzie są często źle traktowane bądź co najmniej niewłaściwie, bardzo przeżywają wyrządzoną im krzywdę i przez pierwsze dnie, przez pierwszy tydzień nie jedzą ze stresu.

Czyli już w tym pierwszym tygodniu ich stan zdrowia ulega pogorszeniu z uwagi na przeżytą traumę i głodówkę wywołaną stresem. Ponadto w pierwszych dniach po wywiezieniu zwierzętom celowo nie podaje się paszy po to, żeby pogorszyć ich stan odżywienia, żeby wyglądały na chudsze, niedożywione. Zwierzęta są celowo brudzone, kaleczone, tak żeby wyglądały niechlujnie, aby sprowadzony weterynarz mógł wystawić odpowiednio negatywną opinię. Negatywne opinie wystawiane przez weterynarzy to jest narzędzie służące fundacjom do przejmowania cudzej własności na stałe. Te często fałszowane opinie są wykorzystywane następnie w sądzie przeciwko okradzionemu hodowcy. Są one także wykorzystywane medialnie po to, żeby organizować hejt i nagonkę na hodowcę. Same fundacje tworzą skrajnie negatywne fałszywe opinie mające na celu wyłudzenie cudzego dobra na stałe. Ich fałszywa narracja jest często podchwytywana przez zmanipulowanych weterynarzy i świadków.

Fundacje prozwierzęce, które zajmują się rabowaniem zwierząt właścicielskich dokonują fałszerstw osobiście bądź zlecają je swoim wspólnikom.

Bywa też, że wykorzystują naiwność i niewiedzę swoich współpracowników bądź osób, którym zlecają na przykład badania weterynaryjne lub opiekę nad zwierzętami.

Mniej doświadczeni w fałszowaniu materiału dowodowego wspólnicy są instruowani przez fundację jak pogarszać stan zdrowia i odżywiania zrabowanych zwierząt.

Osoby takie, gdy orientują się, że zostały wrobione, są następnie przez fundację zastraszane. Fundacja straszy konsekwencjami prawnymi za współudział w fałszowaniu materiału dowodowego i dokumentacji weterynaryjnej.

Bywa też, że mimowolni wspólnicy, którzy chcą się uwolnić z patologicznego układu, są szantażowani na przykład napuszczeniem na nich służb rozmaitych, między innymi opieki społecznej, która by miała odebrać im dzieci.

Przestraszeni mimowolni bądź świadomi przestępstwa wspólnicy brną dalej w swoich fałszerstwach. Podczas przesłuchania składają fałszywe zeznania, żeby chronić się przed sprawą karną oraz utratą korzyści materialnych i finansowych z tytułu współpracy z oszukańczą fundacją. Weterynarze zaś przyłapani na fałszowaniu dokumentacji weterynaryjnej mogą pożegnać się z lukratywnym zawodem.

Ten przestępczy proceder fundacji i jej wspólników ma na celu wyłudzenie ogromnych nienależnych świadczeń pieniężnych od hodowcy lub gminy.

Celem jest też trwałe przejęcie i handel zrabowanymi zwierzętami.

Zazwyczaj w przypadku współpracy gminy z fundacją w temacie fałszowania dokumentacji weterynaryjnej są też uskuteczniane plany przestępczego przejęcia cudzej własności, to jest nieruchomości hodowcy fałszywie oskarżonego o zaniedbywanie bądź znęcanie się nad zwierzętami.

Hodowca jest sztucznie zadłużany poprzez przetrzymywanie jego zwierząt poza jego farmą i generowanie sztucznych, zbędnych kosztów, a następnie licytowany na pokrycie tych sfabrykowanych wierzytelności.

Postkomunistyczny wymiar niesprawiedliwości w Polsce jest tak skonstruowany, że sędziowie są całkowicie bezkarni w wydawaniu niezgodnych z prawem i dowodami wyroków. Wydanie niesprawiedliwego, nieuczciwego wyroku to jest dla nich norma.

Tajemnicą poliszynela jest wielkie łapówkarstwo w tej branży oparte na handlu wyrokami. Wszak nie bez ogromnych pieniędzy, które przynosi im lukratywna posada w sądzie, niektórzy sędziowie budują wielkie, kosztowne zamki, na które mogłyby sobie pozwolić tylko naprawdę duże rekiny biznesu.

Reasumując, gdyby nie wadliwy, skorumpowany wymiar sprawiedliwości w Polsce, żadna oszukańcza, krętacza, złodziejska fundacja nie miałaby racji bytu.

W Polsce pracuje 10000 sędziów. Nie wszyscy oni są skorumpowanymi złodziejami sądowymi. Czy do tych uczciwych sędziów należą sędziowie, którzy nadzorują moje sprawy? Okaże się to w roku 2020.

Jest też nadzieja w nowych ustawach sądowych, które nakładają na sędziów pewne ograniczenia w manipulowaniu sprawami sądowymi.

Kozłowska, prezeska Fundacji Molosy Adopcje organizuje zbiórki internetowe, gdzie pisze, że potrzebuje pieniędzy na sfinansowanie prawnika działającego przeciwko mnie, ale przecież dodatkowy prawnik w tych sprawach nie jest potrzebny, ponieważ toczą się one z urzędu.

Na podstawie fałszywego zawiadomienia i zeznań Kozłowskiej zostałam oskarżona przez prokuratora o zaniedbywanie zwierząt i to prokurator występuje w sądzie w roli głównego oskarżyciela, jest też sędzia, który w sądzie oleckim z reguły stoi po stronie prokuratora i do tego jest oskarżyciel posiłkowy czyli Kozłowska.

Reasumując aż 3 osoby występują przeciwko biednej rolniczce w sądzie oleckim, trzy instytucje. Nie jest potrzebny czwarty prawnik. Ale czwarty jest. Wynajęty przez Elżbietę Kozłowską, która zna na tyle prawo, że potrafiłaby sobie poradzić w tym sądzie bez tego prawnika. Zatem po co czwarty prawnik do oskarżania jednego, biednego hodowcy, który musi się bronić sam, bo nie stać go na prawnika z wyboru?

Poza tym, nawet najlepszy i najdroższy prawnik fundacji nie jest sprawy w stanie wygrać, jeśli sędzia postanowi inaczej.

Jedyne co może zrobić prawnik, aby postawić na swoim za wszelką cenę to jest dać dużą łapówkę.

Teraz pytanie czy ten prawnik, którego wynajęła Kozłowska ma być pośrednikiem przekazującym łapówki? Kozłowska na zbiórkach zebrała 35 000 zł, a prawnikowi zapłaciła tylko 4000 czyli uzbierała około 30 000 zł nadwyżki, które może spożytkować na łapówki dla sędziów i prokuratorów.

Zarówno w prokuraturze jak i w sądzie daje się zauważyć, zarówno w postawie prokuratorów jak i sędziów, wielką bezkrytyczność, bezkarność, tolerancję, estymę i sympatię wobec Elżbiety Kozłowskiej.
Czy łapówki już zostały dane czy są tylko obiecane?

Tajemnicą wymiaru niesprawiedliwości jest to, że adwokaci są często zaufanymi pośrednikami, którzy dyskretnie przekazują łapówki dla prokuratorów i sędziów od stron.

Czy Kozłowska zbiera pieniądze na przekupienie prokuratorów i sędziów? Czy tylko na przekupienie weterynarzy i świadków?

Czemu ma służyć napuszczanie na hodowcę mediów ogólnopolskich i lokalnych? Moim zdaniem chodzi o wywołanie presji na sąd, prokuraturę i wszystkie zaangażowane instytucje oraz osoby, a także chodzi o zaszczucie hodowcy, żeby nie miał odwagi i siły się bronić. Temu służą obraźliwe, napastliwe pytania typu: "Dlaczego pani się znęcacała nad zwierzętami?!" zawierające twierdzenie, że osoba się znęcała, oraz powtarzane jak mantra wielokrotnie i agresywnie.

Nie, hodowczyni się nigdy w życiu nie znęcała nad żadnymi zwierzętami. Została napadnięta i bestialsko oraz bezwzględnie obrabowana z dorobku swojego życia.

Drugim bardzo ważnym celem publikowania oszczerstw na internecie na ogólnopolskich portalach oraz w telewizji jest zebranie jak najwięcej pieniędzy przez fundację, która w ten sposób nie tylko zbiera pieniądze na przekupienie świadków i osób decyzyjnych, ale również zarabia na swoje utrzymanie.

Panią Kozłowską było stać na zakup traktora, samochodu terenowego, założenie prądu na jej prywatnym ranczo. Ta kobieta nie ma innych dochodów tylko takie, jakie czerpie ze swojej działalności łupieżczej i żebraczej.

wtorek, 3 grudnia 2019

Sadysta, który szczuł moje owce jest na wolności i robi co chce

https://youtu.be/PajZQ3Q2r0Y

Typ, który wiosną 2018 szczuł moje owce, kilka dni temu wycinał drzewa przy drodze między Sokółkami i Czuktami. To pracownik Wąsewicza. Trzyma 6 psów, które używa do szczucia moich zwierząt. Wąsewicz, to wolontariusz fundacji Molosy Adopcje. Ukradł mi dwie kozy wiosną 2019 roku. Jedną z nich niehumanitarnie transportował w bagażniku samochodu osobowego. 

Izabella INDIANKA Redlarska

Wniosek o konstruktywną pomoc

Grzegorz Smolarski - stanowisko do spraw środowiska
tel. 515 071 297
g.smolarski@cybinka.pl

Wniosek o konstruktywną pomoc

Witam serdecznie,

Potrzebna konstruktywna pomoc, a nie destruktywna
To, że system prawny w Polsce jest nastawiony na zniszczenie rolnika i rolnictwa polskiego nie znaczy, że państwo musicie brać w tym skandalu udział. Macie państwo wybór: pomóc rolnikowi opanować sytuację bądź wpędzić się w gigantyczne koszty oraz długotrwałe procedury administracyjne i procesy sądowe.
Potrzebna konstruktywna pomoc, a nie destruktywna.

Proszę pozwolić właścicielowi krów aby sam je odłowił ewentualnie pomóc mu i niech te krowy sprowadzi do siebie i je po prostu uwiąże.
Krowy tej rasy to są prymitywne pół dzikie zwierzęta. Nic dziwnego, że uciekły - taka ich natura i to nie jest wina rolnika.

Jeżeli nie można ich normalnie złapać ani podejść to trzeba zastosować naboje ze środkami usypiającym i uśpić zwierzęta w sensie uśpić środkami nasennymi, a nie zabić, następnie przetransportować je na gospodarstwo właściciela i kazać mu uwiązać. Jeżeli rolnik nie dopełni należytych starań żeby nad tym stadem zapanować to wtedy nakazać mu sprzedaż, a nie odbierać je na wyrost.

Proszę pamiętać o tym, że sytuacja, gdzie zwierzęta są rolnikowi zabierane to Gmina musi ponosić koszty ich utrzymania i opieki weterynaryjnej i często jest tak, że gmina nie daje rady i zwierzęta padają, natomiast oddanie zwierząt w ręce pazernych fundacji pro zwierzęcych prowadzi do wystawiania gigantycznych rachunków do zapłaty przez gminę i absolutnie nie gwarantuje zachowania dobrostanu zwierząt, ponieważ fundacje nie radzą sobie z opieką nad odebranymi zwierzętami. Fundacje najlepiej radzą sobie z wystawianiem gigantycznych rachunków za wyssane z palca usługi, które nie miały miejsca bądź naciągane usługi, które były zbędne.

Tego typu bydło da radę wyżyć samo w okresie zimowym będąc na wolności, mając dostęp do lasów, pól, łąk. Tak samo jak żubry żyjące na wolności, chociaż wskazane by było przynajmniej w okresie początkowej adaptacji dokarmiać bydło w okresie zimowym. Ta włochata rasa spokojnie przetrwa zimą w lesie.

Może warto rozważyć zamiast ich odławianie ich zimowe dokarmianie w lesie, gdzie są obecnie? Po prostu można zobligować do tego rolnika, żeby dokarmiał te swoje krówki zimą w lesie to wtedy gmina zaoszczędzi dziesiątki tysięcy zł, a rolnik nie trafi do pudła, chociaż jeżeli to jest majętny człowiek to wynajmie sobie prawnika, który z tego go wybroni, bo to nie jego wina, że bydło mu uciekło i nie jest to ani zaniedbanie ani znęcanie się.

Jednak stopień ryzyka, że tak zwane wolne sądy wydadzą irracjonalny, krzywdzący dla rolnika wyrok jest bardzo duży, więc radziłabym nie ryzykować i nie przechodzić przez ten sądowy młyn tylko sprawę załatwić poza sądem.

Bracia Skorupa stracili ogromne stado bydła mimo, że byli niewinni, bo tak działają tak zwane wolne sądy w Polsce. Mieli beznadziejnego prawnika - takiego jakiego sobie wybrali. Ale niestety wynajęcie nawet bardzo dobrego prawnika nie gwarantuje wygranej w sądzie, mimo oczywistych racji strony, ponieważ jak powiedziałam, działające w Polsce antyrolnicze, antypolskie sądy bardzo często wydają oderwane od prawa i rzeczywistości wyroki.

Druga opcja jest taka, że rolnik może zrzec się krów na rzecz gminy wówczas gmina będzie dokarmiała krowy w okresie zimowym w tym lesie i będzie miała swoją atrakcję turystyczną i łowiecką. W Polsce kiedyś żyły dziko tury, które niestety wyginęły. To bydło szkockie może zastąpić je. Oczywiście należy się liczyć ze szkodami łowieckimi, bo to bydło będzie wchodziło innym rolnikom w szkodę tak jak sarny i jelenie oraz dziki.

"W związku ze wszczętym postępowaniem administracyjnym z urzędu przez Gminę Cybinka w sprawie czasowego odebrania zwierząt właścicielowi stada krów należącego do spółki "BARD-BUD" z siedzibą w Maczkowie 8, Urząd Miejski w Cybince poszukuje firm lub osób fizycznych (rolników), którzy podjęliby się odłowienia 5 szt. bydła rasy hihgland cattle przemieszczających się luzem w okolicach miejscowości Urad. Zainteresowanych prosimy o kontakt osobisty, telefoniczny lub drogą elektroniczną. Osoba do kontaktu :Grzegorz Smolarski - stanowisko do spraw środowiska tel. 515 071 297, e:mail g.smolarski@cybinka.pl"

Z poważaniem,
Rzecznik Praw Hodowcy
Izabella Redlarska, Rancho Romantica Rebelle, Czukty 1, 19-420 Kowale Oleckie, Woj.Warmińsko-Mazurskie, tel. 511945226, https://rzecznikprawhodowcy.blogspot.com/

Kolejna akcja brawurowych biznesmenów




UPIORNE GOSPODARSTWO W MAŁOPOLSCE. ŚWINIE HODOWANE W SZKLARNI GRYZŁY SIĘ Z GŁODU

Policjanci z Małopolski wkroczyli do jednego z gospodarstw na terenie gminy Igołomia-Wawrzeńczyce. Okazało się, że 51-latek utrzymywał zwierzęta w skandalicznych warunkach. „Hodowca” trzymał m.in. dwadzieścia nieewidencjonowanych świń, w tym loch i prosiąt, w starej szklarni, w błocie, wśród kamieni i metalowych elementów. Większość z nich posiadała rany na ciele wskazujące na to, że nawzajem się gryzły, najprawdopodobniej z głodu.

26 listopada br. policjanci z Komisariatu Policji w Słomnikach otrzymali zgłoszenie o trzymaniu, przez jednego z gospodarzy gminy Igołomia-Wawrzeńczyce, zwierząt hodowlanych w niewłaściwych warunkach bytowania. Na miejsce skierowano patrol. Na teren posesji policjanci weszli wspólnie z pracownikami Inspektoratu Weterynarii i przedstawicielem Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. Właściciel posesji oddalił się z miejsca przed przybyciem policjantów. W wyniku sprawdzenia gospodarstwa znaleziono zwierzęta przetrzymywane w fatalnych warunkach - kozy i trzodę chlewną oraz dwa psy. Wszystkie zwierzęta były zaniedbane, wygłodzone, w złym stanie fizycznym. Dwadzieścia nieewidencjonowanych świń, w tym loch i prosiąt, było hodowanych w starej szklarni, w błocie, wśród kamieni i metalowych elementów. Większość z nich posiadała rany na ciele wskazujące na to, że nawzajem się gryzły, najprawdopodobniej z głodu. Kozy, w tym dwie okaleczone, były przywiązane na zewnątrz. Psy również zaniedbane i wychudzone, jeden był zamknięty w kojcu, drugi chodzący po zabłoconej posesji, mający problemy z poruszaniem się. Na terenie posesji ujawniono także liczne kości i szczątki organiczne zwierząt oraz cztery padłe prosięta i jedno truchło psa w stanie znacznego rozkładu.

51-letni właściciel gospodarstwa został zatrzymany jeszcze tego samego dnia. Mężczyzna usłyszał zarzut znęcania się na zwierzętami, poprzez trzymanie ich w niewłaściwych warunkach bytowania, w stanie rażącego zaniedbania, bez dostępu do pokarmu i wody oraz niezapewnienia im niezbędnej opieki lekarsko-weterynaryjnej (art 35 ust. 1a Ustawy o ochronie zwierząt). Do czasu zakończenia sprawy w sądzie, prokurator zastosował wobec podejrzanego środek zapobiegawczy w postaci policyjnego dozoru. Wszystkie zwierzęta zostały mu odebrane i trafiły pod opiekę Urzędu Gminy Igołomia- Wawrzeńczyce. Za to przestępstwo grozi do 3 lat więzienia.

Źródło/zdjęcie: KWP Kraków

https://www.cenyrolnicze.pl/wiadomosci/wiesci-rolnicze/rolnicza-kronika-policyjna/17795-upiorne-gospodarstwo-w-malopolsce-swinie-hodowane-w-szklarni-gryzly-sie-z-glodu

Reporterzy z Super Expressu znaleźli mnie 😎


Ślisko było. Lód i śnieg na drodze. Zbyt ślisko by jechać rowerem do Kowal Oleckich. Zostałam w Sokółkach przed komputerem, by powalczyć o moje zwierzęta. W pierwszej kolejności o Amarii.

Panowie reporterzy znaleźli mnie w bibliotece wiejskiej, gdzie utknęłam w drodze do Kowal Oleckich. Przeprowadzili ze mną wywiad. Powiedziałam prawdę. Tę samą, która jest na moim blogu.

Autoryzacji nie mają. Jeśli nakłamią i mnie znów Super Express oczerni, będzie pozew.

To nic, że nie stać mnie na prawnika i opłaty sądowe. Ale mam mózg wyposażony w światły umysł. Napiszę ten pozew. Rok 2020 to będzie rok pozwów.

Wiem, że ci reporterzy są w stanie napisać prawdę, ale są zależni od szefa. Sami mówili. To, czy artykuł się ukaże zależy od ich szefa. Także w jakiej formie się ukaże.

Pozytywnie zdziwili mnie tym, że nie uważają, że to, iż w Polsce Niemcy zbudowali obozy koncentracyjne, by to była wina Polaków, bo niby był na to antysemicki klimat. Nie było klimatu.
Celem byli Polacy. Żydzi poszli na drugi ogień.

Mimo kontrowersyjnych pytań/zarzutów, rozmowa przebiegła w dobrej atmosferze.
Uwierzyli mi. Doradzili pozwy przeciwko fundacji. Polecili dziennikarkę Ewę Zajączkowską, specjalistkę od fundacji pro zwierzęcych.
Na koniec podalismy sobie dłonie.

Zaprosiłam ich na kolejne rozprawy.
Będą mieli przyjemność obserwować jak miażdżę Elżbietę Kozłowską w sądzie.
Tylko oślizgły ogonek gadziny  konwulsyjnie zamerda 😎

Indianka

poniedziałek, 2 grudnia 2019

Dron i szpiedzy



Psychopatka z fundacji Molosy Adopcje nie potrafi się pogodzić się z tym, że wójt zwrócił mi moje pieski i napuściła na mnie drona i szpiegów.

Szczująca Larwa z Warmii o ksywie:
 "moni moni":
"Wielkie dzieki za informacje, Desire. Widze, ze musimy sie uzbroic w cierpliwosc."

Oraz w więcej dronów i szpiegów, larwo. 
Sugeruję  zorganizować trzecią zbiórkę pieniędzy wśród głupiego motłochu. Zapłaciłyscie należną kwotę za wynajem drona i szpiegów ukrywających się w krzakach na polu Sawickiego oraz tych w mundurach napuszczonych na moje gospodarstwo? Za uslugi szpiegowania należy sowicie zapłacić. 
Indianka 😎


Przypominam, że Elżbieta Kozłowska to Desire na revolcie. 
Pod tą ksywą pomawia mnie i szczuje na mnie od lat. 

czwartek, 28 listopada 2019

Hejt fundacji i przestępcze wymuszenia na wójcie i schronisku



Desire to Elżbieta Kozłowska prezeska fundacji Molosy Adopcje.
Elżbieta Kozłowska kłamie, pomawia, rzuca oszczerstwami, szczuje i manipuluje ona opinią publiczną oraz organizuje hejt na wójta i schronisko oraz na mnie w związku z oddaniem przez wójta moich dwóch psów. Sprawa zostanie zgłoszona do prokuratury.

Ta osoba czerpie ogromne korzyści finansowe z tytułu przetrzymywania moich zwierząt. Żąda gigantycznego haraczu za nielegalnie przetrzymywane zwierzęta, które ukradła z mojego gospodarstwa. Kozłowska utrzymuje się z kradzieży cudzych zwierząt. Na kradzieży moich zwierząt zarobiła 65.ooo złotych. Z tych pieniędzy opłaca bardzo dobrego prawnika oraz korumpuje weterynarzy i świadków. Fałszuje dokumentację weterynaryjną. Opinie weterynaryjne są zmanipulowane i antydatowane. Zwierzęta po ich wywiezieniu celowo były głodzone dla celów sfałszowania obdukcji.

Zwierzęta w dniu rabunku były zadbane: zdrowe i w dobrej kondycji.
Ich życiu nie zagrażała śmierć. Pasły się w stajni i na ogrodzonym wybiegu. Miały swobodny dostęp do czystej wody na polu. Na gospodarstwie była profesjonalna opieka hodowcy. Na gospodarstwie była pasza: siano, zboże, lizawki solne, a konie były werkowane i czterokrotnie odrobaczone.

Izabella INDIANKA Redlarska

Jazgot fundacji Molosy Adopcje


Wow, jakiż jazgot niebywały terrorystek na Internecie.
Zieeeewam... 😪😪😪

Widać trudno bandytom pogodzić się z myślą, że będą musiały oddać mój majątek.🐴🐴🐴🐴🐴🐎

Indianka i zwierzątki ♥️
🐈🐈🐈🐈🐈🐈🐩🐩

wtorek, 26 listopada 2019

Pełne brzuchy drapieżników gospodarskich




Gdy pieski przybyły i się radośnie przywitały z Panią, dostały michę mięsa, na które rzuciły się wygłodniałe.
Widać w schronisku mięsa nie dostawały.
Taki apetyt mają, że szok.

Koty już wcześniej jadły, zanim psy przyjechały, więc spokojnie się psom przyglądały, jak te warcząc rwały mięcho zębami.

Wójt ma poparcie Indianki


Wójt Locman ma pełne poparcie Indianki w każdej sprawie przeciwko Kozłowskiej.

Elżbieta Kozłowska prezeska fundacji Molosy Adopcje wprowadziła w błąd Gminę Kowale Oleckie w ten sposób, iż wmówiła urzędnikom, iż moje psy i inne zwierzęta są zaniedbane i źle traktowane oraz wymagają natychmiastowej ewakuacji.

Gmina pozbawiona doświadczenia w tego typu sprawach uległa apodyktycznej, wyrachowanej, cwanej kobiecie.

W wyniku działania Elżbiety Kozłowskiej Gmina Kowale Oleckie poniosła straty z tytułu zbędnego utrzymania zwierząt poza gospodarstwem hodowcy, mimo iż na gospodarstwie hodowcy były i nadal są doskonałe warunki do chowu wszystkich zwierząt, które zostały z gospodarstwa zrabowane, a na miejscu jest profesjonalna opieka.

Elżbieta Kozłowska z Fundacji Molosy Adopcje doprowadziła Gminę Kowale Oleckie do niekorzystnego rozporządzenia swoim majątkiem za co odpowie karnie i finansowo.

Art. 286. § 1. Kto, w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, doprowadza inną osobę do niekorzystnego rozporządzenia własnym lub cudzym mieniem za pomocą wprowadzenia jej w błąd albo wyzyskania błędu lub niezdolności do należytego pojmowania przedsiębranego działania, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.
§ 2. Tej samej karze podlega, kto żąda korzyści majątkowej w zamian za zwrot bezprawnie zabranej rzeczy.

Kozłowska zapłaci za utrzymanie psów, owiec i kóz poza moim gospodarstwem na koszt Gminy Kowale Oleckie. 

Indianka

Obejrzyj film „Radosne powitanie psiaczków z ich panią 26.XI.2019”


https://youtu.be/O3SsMIb5rMM

Nareszcie w domciu ♥️♥️♥️

Izabella INDIANKA Redlarska

Schronisko odwiozło pieski




Schronisko odwiozło pieski na gospodarstwo.
Nareszcie psiaczki wróciły do domku. ♥️♥️♥️
Poznały mnie i poznały miejsce.
Skaczą na mnie z radości i szaleją po podwórku.
Kręcę filmy :)
Izabella INDIANKA Redlarska

Wolność dla piesków Indianki




Dzisiaj pieski 🐩🐩🐩 Indianki wychodzą z więzienia na wolność po półtora roku niewoli w obskurnych klatkach więzienia dla psów. Psy odzyskują wolność i pójdą znowu na łąki radośnie szarżować. Ale będzie radość! Ciekawe, czy pamietają Indiankę?

Trzaskowski ograniczy finansowanie schroniska "Na Paluchu"? "To rozkłada ich na łopatki"

Utrata części zysku schroniska

Bardzo dobra decyzja. Schronisko przestanie kraść psy ludziom, a te, które są bezpańskie, chętniej wyda do adopcji zamiast robić focha i utrudniać adopcje.
Swoją drogą 10 milionów rocznie na utrzymanie schroniska dla psów to jest na prawdę sporo.

Indianka


 

Rafał Trzaskowski
Rafał Trzaskowski / Źródło: PAP Piotr Nowak
Dodano 142

Stołeczny ratusz planuje w 2020 roku zmniejszyć o blisko 1,5 miliona złotych dofinansowanie na schronisko dla bezdomnych zwierząt "Na Paluchu". Informację tę przekazał na Twitterze radny PiS Oliwier Kubicki.


"Warszawska miłość do zwierząt w stolicy @trzaskowski_ w praktyce. Milion zł chcą zabrać schronisku "Na Paluchu". Wg dyrektora rozkłada to ich na łopatki. Budżetowe #draństwo" – napisał na Twitterze Oliwier Kubicki. Warszawski radny PiS załączył do swojego wpisu dokument, którzy otrzymali stołeczni samorządowcy.
Na zestawieniu widzimy, że w 2019 roku schronisko "Na Paluchu" otrzymało od miasta 9 876 000 zł. Projekt budżetu na rok 2020 przewiduje, że otrzyma znacząco mniej - 8 331 000 zł.
– Widać, że prezydent Trzaskowski szuka oszczędności. Czyżby ratuszowi brakowało pieniędzy na projekty ideologiczne? – pyta w rozmowie z wPolityce.pl Kubicki. Radny dodaje, że wszyscy byli zdziwieni tą informacją. Kubicki podejrzewa, że prezydentowi Warszawy trudno będzie uzyskać akceptację dla tego pomysłu, także wśród radnych z właśnego ugrupowania. 
https://dorzeczy.pl/kraj/121550/trzaskowski-ograniczy-finansowanie-schroniska-na-paluchu-to-rozklada-ich-na-lopatki.html?fbclid=IwAR3Peq5WsAB39Zlw7It4zCDy238OU9PE1VyA1GglaHqYOAljbGk3OArcVbo

SKO podważyło odbiór koni i owczarka


Wójt nie przesłuchując świadków, pod naciskiem Elżbiety Kozłowskiej wydał błędną decyzję dotyczącą odbioru zwierząt w dniu 8 kwietnia 2019 roku, jednakże Samorządowe Kolegium Odwoławcze w Olsztynie jego decyzję uchyliło ze względu na rażące uchybienia przy procedowaniu tej sprawy, między innymi brak przesłuchań świadków.

Decyzja o odbiorze koni i owczarka jest nieważna. Zarówno konie jak i pies są przetrzymywane nielegalnie i bezprawnie przez Kozłowską i schronisko.

Po przesłuchaniu świadków zwierzęta wrócą do domu.

Fotomontaż


Pieski w oknie piwnicznym to fotomontaż.
Psy zostały zrabowane z podwórka i domu w noc 3 maja 2018. 

Fundacje pro zwierzęce kradną






Fundacje pro zwierzęce zarabiają na odbiorach grubą kasę. Tylko kasa się liczy, więc na pierwszy ogień idą rasowe zwierzeta, które można dobrze sprzedać, ale gospodarskimi też nie gardzą, bo wyłudzają kasę za fikcyjne usługi hotelowania i niby leczenia, a rzeźnia też nieźle płaci. Oczywiście wszystko po mega zawyzonych cenach się odbywa. Rachunek do zapłacenia trafia do obrabowanego właściciela na kilkadziesiąt lub kilkaset tysięcy lub do gminy. 

Co to jest fundacja pro zwierzęca?


Fundacja prozwierzęca to jest lewacka hołota, która przyjeżdża na prywatną posesję, aby ukraść rasowego kota.

sobota, 23 listopada 2019

Zrabowane WOLNE KROWY z Deszczna


Zrabowane WOLNE KROWY z Deszczna

Zanim urzędnicy i fundacje położyły łapę na cudzej własności, to stado krów miało się świetnie, było w dobrych rękach prawdziwych hodowców z krwi i kości. Krowy były w super kondycji i zdrowe. Po zagarnięciu stada miały miejsce incydenty klasyfikujące się jako znęcanie ze szczególnym okrucieństwem. Młode jałówki stłoczone razem z dorosłymi bykami zostały połamane, a następnie dobite przez stronę urzędniczo-społeczną. 

niedziela, 10 listopada 2019

Włamanie do domu 8 kwietnia 2019





8 kwietnia 2019 roku policja wywiozła mnie z gospodarstwa, by się włamać mi do domu i go okraść i zrobić nielegalną rewizję.

Trzymali mnie na komendzie w kajdankach przez kilka godzin podczas których plądrowano mój dom i robiono nielegalną rewizję.

Ukradziono psa, dokumenty hodowlane i weterynaryjne, 2.000 złotych. Dom został zdemolowany.

Został zrabowany pies zadbany, bardzo dobrze karmiony i traktowany.

Psina tylko mnie kocha i nie daje się nikomu dotknąć, tylko mnie, a oni ją uwiezili w klatce i znecaja się nad nią psychicznie od miesięcy.

Mi zabraniają odwiedzin, mimo że żadnego wyroku odbierającego psa nie było. Pies siedzi znerwicowany i nieszczęśliwy w klatce i ujada wściekłe na oprawców, podczas gdy do mnie się tuliła z miłością.

Pies został ukradziony w celach handlowych. Złodzieje na nim zarabiają.

Indianka

piątek, 8 listopada 2019

Pierwsze zgony z powodu stratowania



Pierwsze zgony owiec nastąpiły na skutek złej organizacji transportu zwierząt przez fundację Molosy Adopcje.

Owce i kozy transportowano w groźnym dla zdrowia i życia zwierząt ścisku.

Dwie pierwsze owce zdechły z powodu odniesionych obrażeń mechanicznych. Nosiły ślady stratowania podczas transportu i kojcowania w ciasnych kojcach na farmie w Sokółkach. To diagnoza doktora Chlebusa po sekcji zwłok.

Te dwie pierwsze padłe w Sokółkach owce nie były zarobaczone.
Były zdrowe. Nie były zagłodzone. Przyczyną zgonu były obrażenia powstałe podczas tratowania zrabowanych zwierząt.

Pozostałe owce zrabowane z farmy Indianki oglądane po tygodniu od rabunku wyglądały, jakby były intensywnie głodzone przez tydzień.
Zero paszy przez tydzień.

Owce na farmie w Sokółkach były przerażone. Stado bało się swoich oprawców. Uciekały od nich w popłochu.

Chlebus zeznał, że owce u Indianki zawsze były spokojne i szczęśliwe, natomiast na farmie w Sokółkach były totalnie przerażone i beczały rozpaczliwie.

W Vetolu pracuje kilku weterynarzy.
Ja miałam zaufanie tylko do Chlebusa. Tylko on w ostatnim czasie przyjeżdżał na gospodarstwo. Szemis i ten trzeci odmawiał.
Dawniej często przyjeżdżał też Szemis.

Wcześniej wszyscy weterynarze Vetolu, głównie Szemis - odrobaczali, szczepili: psy, konie, kozy, krowy i inseminowali krowy.

Niechętnie i nie zawsze wystawiali rachunki. Z powodu niechęci do wystawiania rachunków przestali przyjeżdżać.

W ostatnim czasie przyjeżdżał tylko weterynarz Piotr Chlebus, a ci pozostali dwaj odmawiali usług na farmie, ale pasty i leki oraz środki opatrunkowe sprzedawali w sklepie w Olecku.

Co roku pojawiał się na farmie weterynarz Słowik, który głównie szczepił psy, czasem konie, kozy i owce. Badał krew krów i kóz na obecność brucelozy i gruźlicy.

Kilka lat temu Chlebus opatrywał klacz Denver, która ucierpiała na skutek znęcania się nad nią przez Wąsewicza. Klacz miała ranę. Podły rolas najeżdżał na klacz qładem i ją pokaleczył. :(((

Takiego "wolontariusza" zatrudniła Kozłowska, by ukradł mi w kwietniu 2019 roku, dwie porzucone przez nią na polach kozy. Wsadził kózkę do bagażnika i zamknął na klucz. Zwierzę nie mogło oddychać. :(((

Indianka



Doktor potwierdził, że Indianka jest uczciwa



Doktor weterynarz Piotr Chlebus z Vetolu w Olecku, podczas przesłuchania w sądzie w dniu 6 listopada 2019 roku, potwierdził, że Indianka jest uczciwa, że nigdy go nie oszukała i za wszystkie usługi weterynaryjne zapłaciła.

Jego słowa zostały nagrane i zaprotokołowane przez sąd.
Zeznania składał pod przysięgą.

Potwierdził również, że wielokrotnie bywał na gospodarstwie Indianki i wykonywał różne czynności weterynaryjne przy zwierzętach Indianki m.in. odrobaczenia, szczepienia.

Podczas tych wizyt zwierzęta wg niego były zadbane, w dobrej kondycji, spokojne, ufne, oswojone, dobrze utrzymane, prawidłowo odżywione.

Indianka

środa, 6 listopada 2019

Doktorek puścił farbę


Dzisiaj rozprawa w sprawie owiec i kóz zrabowanych 3 maja 2018 roku w nocy.

Maglowane było. 3 bite godziny.

Doktorek Piotr Chlebus ujawnił, że grabież zwierząt w 2018 roku to z góry zaplanowana ustawka była.

Dlatego Vetol odmawiał usług weterynaryjnych - bo weterynarze wiedzieli co jest knute i mieli zabronione udzielanie usług, by stworzyć wrażenie, że INDIANKA nie dba o zwierzęta. To z góry ukartowane kurestwo było.

W tym czasie były też na podwórku owce zagryzione przez psy sąsiadów i Indianka prosiła o obdukcję weterynarza Vetolu Piotra Chlebusa, bo miała zaufanie do niego, że zrobi rzetelną obdukcję, a nie, że będzie mataczył.

Chlebus nigdy wcześniej jej nie szkodził, więc ufała mu jeszcze.
Wolała, by Chlebus zrobił obdukcję, a nie Salamon czy Laskowski z PIW Olecko,  którzy się rwali do tego by mataczyć.

Salamon i Laskowski wielokrotnie wcześniej mataczyli w sprawach kontroli na gospodarstwie Indianki, gdzie pisali w protokołach kontroli nieprawdę bądź półprawdę. W związku z tym Indianka nie ufa im.

Także datego Indianka nie podpisywała tych protokołów, bo zawierały nieprawdę. Wszystkie niepodpisane przez Indiankę protokoły kontroli weterynaryjnej zawierają nieprawdę lub półprawdę.

Pojawiły się też zaskakujące, antydatowane, kłamliwe notatki inspektora Salamona.

Weterynarz Chlebus póki był poza Oleckiem i nie wiedział o ustawce, zgodził się przyjechać na farmę odrobaczyć konie. Gdy wrócił z urlopu do Olecka i dostał cynk, by nie jeździć na Rancho i nie oglądać zwierząt - odmówił przyjazdu.

Jeszcze szczepionki, antybiotyki i leki sprzedał Indiance w lecznicy Vetolu w Olecku, kilka tygodni przed kradzieżą zwierząt.

Zaś po kradzieży owiec i kóz w maju 2018 roku, kategorycznie odmówił sprzedaży pasty dla koni i wyprosił Indiankę z lecznicy dla zwierząt.

Ktoś mu wmówił, najprawdopodobniej PIW Olecko, że nie może sprzedać pasty na odrobaczenie koniom bez paszportu. To nieprawda - może.

Brak paszportu rozwiązuje się opisem odrobaczanego konia. Weterynarz widzi odrobaczanego konia i opisuje zwierzę w karcie leczenia: gatunek, rasę, płeć, umaszczenie, orientacyjny wiek, zastosowany środek.

Co więcej, w papierach Vetolu są numery paszportów dwóch koni Indianki podane tam dawniej, przed laty.

Ponadto Piotr Chlebus znał konie Indianki. Szczepił i odrobaczał je wcześniej. Nie było zasadnego powodu odmowy sprzedaży pasty na odrobaczenie koniom.

Prawdziwym powodem odmowy była zmowa mająca na celu wrobienie Indianki w znęcanie się, pod które cwane fundacje podciągają zaniedbanie.

Według fundacji brak odrobaczenia to zaniedbanie, ale profilaktyczne odrobaczenie nie jest niezbędne. Zwierzęta i bez odrobaczenia żyją i funkcjonują, bo nie zawsze ulegają zarobaczeniu, a zwłaszcza takiemu masywnemu, które mogłoby im zaszkodzić.

Owce były już ukradzione i wywiezione, natomiast konie nadal były na gospodarstwie i nadal stanowiły łakomy kąsek dla złodziei na urzędniczych stanowiskach oraz dla fundacji.

Zorganizowana grupa przestępcza pilnowała, żeby żaden weterynarz nie zbadał koni przed ich wywiezieniem, aby potem można było łatwo mataczyć i manipulować materiałem dowodowym, a także produkować fałszywą dokumentację dotyczącą rzekomego złego stanu koni i innych zwierząt.

Hodowczyni było bardzo trudno znaleźć weterynarza lokalnego, który by przyjechał zbadać konie czy chociażby wykonał jakiekolwiek czynności weterynaryjne przy koniach. Wszyscy lokalni weterynarze odmówili przyjazdu. Nie było mowy o żadnym badaniu.

Z trudem udało się sprowadzić dalszych weterynarzy, którzy by odrobaczyli konie i zaszczepili i byli to weterynarze sprowadzeni z innych powiatów, a nawet województw. W sumie trzech różnych weterynarzy z trzech różnych powiatów przyjechało na gospodarstwo i odrobaczyło oraz zaszczepiło konie, a także zbadało.

Kryminalistka z fundacji Molosy Adopcje próbuje wywierać wpływ na tych weterynarzy aby składali fałszywe zeznania obciążające hodowczynię.

Zanim fundacja ukradła owce i kozy, spiskowała sekretnie z weterynarią powiatową w temacie przejęcia rasowych koni Indianki.  Wywóz koni bez względu na ich znakomity stan zdrowia był zaplanowany z góry już w 2017 roku przez PIW Olecko.

Próba przejęcia koni została wznowiona w 2018 roku. Do procederu dopuszczono Kozłowską. Konie miały trafić do stajni Kamila Jacaka pod Warszawą, który zainwestował w tą grabież 300 zł na paliwo i przywiózł fundację swoim własnym autem na gospodarstwo Indianki. Także on we własnej osobie twardo zaparł się na podwórku hodowczyni krzycząc, że on nie wyjedzie z gospodarstwa, dopóki nie dostanie koni hodowczyni.

Owce i kozy ukradziono przy okazji. Głównym celem były rasowe, szlachetne, niezwykle urodziwe konie.

Zresztą Inspektor Kornel Laskowski został nakryty w parszywym procederze napuszczania fundacji na gospodarstwo już w roku 2017, a kilka tygodni przed kradzieżą owiec i kóz będąc na gospodarstwie Indianki zapowiedział, że on chętnie przejmie jej konie.

Inspektor Laskowski napuszczania fundacji się nie wyprze. Jest czarne na białym - jego donos do Centaurusa. To Centaurus nie badając koni Indianki przekazał pomówienia do Kozłowskiej. Kozłowska okradła gospodarstwo na podstawie pomówień.

Zwierzęta przed rabunkiem były w dobrej kondycji i zdrowe. Po rabunku, na skutek tratowania, trucia, zarażania i planowego głodzenia zdechło ponad 20 owiec i kóz, oraz jagnięta i koźlęta. :(((

Jaką to kanalią trzeba być, by na samotną, ciężko pracującą hodowczynię napuszczać krwiożercze rekiny animal biznesu?

Takie kanalie pracują w urzędach państwowych i nadużywają swoich stanowisk dla prywatnych korzyści i podłości.

Dlatego zbędne urzędy państwowe takie jak inspektoraty weterynarii pijące krew podatnika i okradające go z inwentarza powinny być zlikwidowane.
Tam zatrudniani są ludzie bez zasad moralnych i etycznych, ludzie lewicy.

Sąd nie jest gwarantem ustalenia prawdy o grabieży zwierząt moich.
Sędzia Janeczek utrudnia mi przesłuchiwanie świadków i grozi karami. Byłam zmuszona poprosić o zmianę sędzi.

Indianka

sobota, 2 listopada 2019

Zwyrodnienie pokolenia bambi przeraża


Próbuję znaleźć właściwe słownictwo dla zjawiska, które dostrzegam w Polsce i waham się pomiędzy Vegan Generation, a Bambi Generation.

To pokolenie to pokolenie niedojrzałych psychicznie ludzi, którzy ulegają dehumanizacji stawiając zwierzęta ponad dobro człowieka.



wtorek, 17 września 2019

Wolne sądy okradają ludzi


Wyroki są wydawane wbrew prawu, wbrew logice, wbrew faktom.
Stado krów, które daje mleko w ekstra klasie nie ma możliwości żeby było zaniedbane. Bezkarny sędzia uznał inaczej i skazał niewinnego człowieka na więzienie i pozbawienie zawodu rolnika i hodowcy oraz utratę majątku.
Na kradzieży I zamordowaniu stada bydła zarobiła fundacja prozwierzęca.

https://m.facebook.com/profile.php?id=100001888261763&fref=nf&notif_t=notify_me

środa, 11 września 2019

Kto obroni polskich rolników?


Kto obroni polskich rolników? Skutkiem zmiany ustawy o ochronie zwierząt jest przestępcze plądrowanie gospodarstw i zaszczuwanie hodowców: https://veganterror.blogspot.com/

Panowie liderzy Konfederacji, bezwzględnie wyrzuciliście mnie za moimi plecami z listy Konfederacji i nie mogę kandydować do Sejmu przez was, w związku z tym mam pytanie:

Kto obroni rolników polskich? Żaden z was nie ma pojęcia o tym jak działa branża rolna, jak działają fundacje prozwierzęce, jak działają rozmaite urzędnicze kliki powiatowe na wsiach. Do tego uniemożliwiliście jedynej kompetentnej w tych sprawach osobie kandydowanie i walkę o prawa rolników na sali sejmowej.

Ja jestem w trakcie opracowywania raportu na temat vegan terror jak nazwałam zjawisko gnębienia wszelkich właścicieli zwierząt w tym rolników polskich traktowanych jak złoczyńców, jak morderców zwierząt. Proszę zaglądać na ten blog dotyczący tego problemu, tej patologii - tej zorganizowanej działalności przestępczej: https://veganterror.blogspot.com/

Ja będę sukcesywnie uzupełniać zawartość strony przedstawiając dowody i mechanizmy tej skrajnej patologii i  przestępczości zorganizowanej.

Ja to wszystko bardzo dokładnie opiszę i sformułuję konkretne postulaty co trzeba zmienić w ustawie o ochronie zwierząt, żeby zakończyć gehennę właścicieli zwierząt  i niszczenie polskich hodowli.

Możecie korzystać z mojego opracowania do napisania projektu nowej ustawy o ochronie zwierząt.

Obecna ustawa jest napisana w ten sposób, by zapewnić zorganizowanym grupom przestępczym na które składają się fundacje i urzędnicze kliki powiatowe maksymalnych dochodów i profitów z tytułu grabieży cudzej własności.

Pokażcie, że jesteście profesjonalistami, że wiecie jak należy naprawiać konkretne ustawy robiące zamach na prawa człowieka w Polsce.

Izabella INDIANKA Redlarska

poniedziałek, 9 września 2019

Drugi napad na gospodarstwo

Napad na gospodarstwo 8 kwietnia 2019

Podczas kwietniowego napadu policjant Warsiewicz wytrącił mi tablet z rąk, którym filmowałam kradzież moich zwierząt i zakuł mnie w kajdanki od tyłu.
Wyprowadzili mnie z mojego gospodarstwa i wywieźli na komendę na wiele godzin, podczas których fundacja i policja włamali mi się do domu i plądrowali mój dom.

Prokuratura olecka, która chroni przestępczość zorganizowaną odmówiła wszczęcia postępowania przeciwko przestępcom, którzy na mnie napadli.

Moja walka o zwierzęta


IGKm.6140.2.2019.mb

Marek Wachowski
Samorządowe Kolegium Odwoławcze
ul. Kajki 10/12
10-547 Olsztyn
sekretariat@sko.cso.pl
tel. (89) 523 53 96, tel./fax (89) 527 49 37

Za pośrednictwem

Wójt gminy:
Krzysztof Locman
(87) 523 82 74
locman@kowaleoleckie.eu
Kościuszki 44
19 - 420 Kowale Oleckie
 87 523 82 74
 87 523 82 09
 87 523 82 79
 gmina@kowaleoleckie.eu
Fax: 87 523 82 09

Odwołanie od decyzji wójta z dnia 7 sierpnia 2019
 o czasowym odebraniu
moich ukochanych koni, suczki Amari, owieczek i kóz

Niniejszym odwołuję się od decyzji wójta o czasowym odebraniu moich ukochanych zwierząt. Odwołuję się od całości decyzji. Domagam się zwrotu wszystkich moich zwierząt na moje gospodarstwo i wypłaty odszkodowania za te zwierzęta, które zostały doprowadzone do śmierci poza moją farmą oraz zadośćuczynienia dla mnie za wywołaną trzykrotną traumę przez 3 lata z rzędu, przez zorganizowaną grupę przestępczą, która mnie bestialsko napadła i okradła.

Domagam się przyznania pełnomocnika z urzędu reprezentującego mój interes prawny, ponieważ jestem tylko zapracowanym rolnikiem, a mam przeciwko sobie zorganizowaną grupę przestępczą, biegłą w przepisach prawnych i manipulacjach materiałem dowodowym, jak też w preparowaniu fałszywej, antydatowanej dokumentacji weterynaryjnej.

Wnoszę o nie branie pod uwagę żadnej obdukcji zwierząt wykonanej poza moim gospodarstwem, albowiem zwierzęta wywiezione z mojego gospodarstwa były w dobrym stanie, w dobrej kondycji i były zdrowe. Nie były badane na moim gospodarstwie w takim stanie, tylko dopiero, gdy zostały wywiezione, przetrzymane, przegłodzone, otrute, zakażone, zagłodzone na śmierć.

Osoby zaś sprowadzone na moje gospodarstwo celem rabunku mojego mienia to są osoby podstawione i niewiarygodne. Wiele z nich czerpie korzyści materialne lub finansowe z tytułu tego, że zostałam okradziona, lub są zawodowo uzależnione od osób, którym zależy na tym, aby zeznania były dla mnie niekorzystne.

Wnoszę o uchylenie decyzji wójta.

Wnoszę o przywrócenie terminu na złożenie tego odwołania, bo nie mam gdzie wydrukować i za co wysłać.

UZASADNIENIE

Nazywam się Izabella Redlarska. Jestem rolnikiem, hodowcą, Rzecznikiem Praw Hodowcy, Koordynatorem 35 Okręgu Olsztyn Warmińsko-Mazurskie z ramienia Jednej Polski.

Jestem Polką z krwi i kości, z dziada i pradziada, oraz z wychowania. Urodziłam się i wychowałam w polskim Szczecinie. Dzieciństwo i wakacje spędzałam na wsi u dziadków, na ich gospodarstwie, gdzie zajmowałam się tam z radością zwierzętami oraz ogrodem. Od dziecka przejawiałam zainteresowania życiem na wsi - to było to, co mi odpowiadało. Zawsze bardzo dobrze czułam się na wsi, na łonie natury.  Tak naturalnie i swobodnie.

Ukończyłam Technikum Odzieżowe oraz Studia Hotelarskie, studiowałam też anglistykę i ekonomię. Jestem katoliczką. Mam poglądy wolnościowe oraz narodowe, chrześcijańskie, humanitarne, konserwatywne. Jestem tradycjonalistką. Jestem mięsożercą. Mam krew grupy 0 Rh minus - jest to krew starożytnych myśliwych, ludzi spędzających swój czas na polowaniach, oraz jedzących duże ilości mięsa. Nie potrafię funkcjonować bez mięsa, tym bardziej, że cierpię na niedoczynność tarczycy, która sprawia, że jestem często zmęczona i senna i tylko mięso stawia mnie na nogi.

Dodam, że jedynie swojskie gospodarskie mięso ma wartości odżywcze i zdrowotne. Po mięsie kupionym w sklepie często choruję, ponieważ jest ono nafaszerowane chemią i mój organizm to wychwytuje. Nawet u moich kotów obserwuję wstręt do jedzenia kurczaków kupowanych w sklepie.

Bez wskaźników elektronicznych jestem w stanie wykryć I odczuć na własnej skórze szkodliwość mięsa sprzedawanego w sklepach.

Przed laty, jako osoba dorosła i świadoma moich marzeń i pragnień, podjęłam decyzję o wyprowadzeniu się z miasta i zamieszkaniu na łonie natury, ponieważ kocham naturę, kocham zwierzęta. To jest mój świat.

Zanim wyjechałam z miasta pracowałam w wielu diametralnie różnych zawodach. Byłam ciekawa życia i chciałam się jak najwięcej nauczyć. Między innymi pracowałam w zakładzie krawieckim jako krawcowa, w sądzie jako sekretarka i protokolantka, w salonie handlowym jako sprzedawca samochodów, następnie jako sprzedawca żaluzji, potem w firmie spedycyjnej jako spedytor, w firmie ubezpieczeniowej jako agent ubezpieczeniowy, dla firmy Oriflame jako dystrybutor kosmetyków i środków czystości,  w kwiaciarni jako bukieciarka, w agencji crewingowej jako asystentka prezesa firmy oraz pracownik kadrowy, jako korepetytor z języka angielskiego, jako nauczycielka i lektor języka angielskiego, jako stewardessa na statkach norweskich.

Prowadziłam też własną jednoosobową firmę, gdzie zajmowałam się tłumaczeniami językowymi, naborami na hostessy i panie sprzątające, handlem nieruchomościami oraz projektowaniem stron internetowych.

Zrezygnowałam z działalności gospodarczej z powodu dużych obciążeń ZUSowskich. Haracz dla ZUS to był zbyt duży ciężar dla początkującej, raczkującej działalności gospodarczej. Dokuczał też brak finansowania działalności na zakup niezbędnych urządzeń biurowych i kamery oraz wynajem biura.

Od 17 lat samodzielnie prowadzę gospodarstwo hodowlane na Mazurach Garbatych i wytrwale trzymam się zawodu hodowcy, rolnika i ogrodnika, bo jest to moje powołanie.

Od dziecka marzyłam o tym, żeby zostać rolnikiem lub leśnikiem, ale rodzice mnie do tego zniechęcali z uwagi na ciężką pracę i ciężkie warunki życia i pracy na wsi oraz moje zdrowie, ponieważ od dziecka chorowałam na reumatyczne zapalenie stawów  i miałam słabe serce.

Zgadza się - praca na gospodarstwie jest ciężka i warunki są ciężkie, ale to jest prawdziwe życie, prawdziwa, samodzielna praca na łonie natury dająca poczucie wolności i naturalności i mnie taki styl życia odpowiada. Uwielbiam przebywać na świeżym powietrzu i robić coś aktywnego, coś pożytecznego - widzieć efekty pracy moich rąk.

Od 17 lat jestem rolnikiem oraz hodowcą zwierząt gospodarskich i szlachetnych.

Zakup gospodarstwa na Mazurach umożliwiła mi ciężka praca za granicą na statkach norweskich, gdzie zarobiłam dosyć dobre pieniądze. Nikt mi nic za darmo nie dał - gospodarstwo kupiłam za własne, ciężką pracą zarobione pieniądze, a teraz zorganizowana grupa przestępcza wyciąga swoje pazerne, lepkie łapy po moją własność: prokurator Truchan nałożył zabezpieczenie na moją hipotekę na kwotę ponad 120 000 złotych, jednocześnie fałszywie oskarżając mnie o znęcanie się nad zwierzętami.

Wnioskował też o wydanie zakazu hodowli zwierząt i groziło mi, że przyjadą złodzieje i również ukradną moje kury i pozbawią mnie nie tylko mleka i mięsa, jak już to zrobili, ale także jajek. Ta banda najchętniej zagłodziłaby mnie na śmierć, byle tylko przejąć moje gospodarstwo.

Szubrawcy internetowi, którzy przez lata szczują na mnie lokalne instytucje przy pełnej wiedzy i aprobacie Prokuratury Rejonowej w Olecku, gorączkowo szukają przepisu na podstawie którego ktoś mógłby mi zabrać ogród i moje warzywa - to jest ten poziom nękania I zaszczuwania, którego jestem ofiarą.

Hodowlę zwierząt zaczynałam skromnie od stada kur i jednej kozy.

Jestem samoukiem. Potrafię sama się uczyć i doszkalać. Przez lata przestudiowałam wszystkie dostępne w miejscowej bibliotece podręczniki do hodowli zwierząt oraz uprawy ziemi i pastwisk oraz sadów, a także warzyw.

Także później kupiłam sporo używanych i nowych podręczników i poradników na internecie. Mam pokaźną biblioteczkę na temat rolnictwa, hodowli, treningów koni, przetworów oraz serowarstwa. Lata temu wyrabiałam sery. A o to owoce i warzywa wynikające z moich samodzielnych studiów i pracy:

https://ogrodyindianki.blogspot.com/

Zanim nabyłam kolejne zwierzę najpierw studiowałam szczegółowo i analizowałam podręczniki dotyczące hodowli danego gatunku i gdy już wiedziałam wszystko - wybierałam odpowiednią dla siebie rasę i dokonywałam zakupu. Każdy nowy zwierzak pojawiający się na moim Rancho to wielka radość. ❤

Wszelkie oszczędności i środki inwestowałam w gospodarstwo, swoim osobistym kosztem. Moje osobiste potrzeby zawsze schodziły na drugi plan, bo najważniejsze było gospodarstwo i zwierzęta. W tym kontekście bardzo boli wielka krzywda, którą doznałam od systemowego bezprawia, które doprowadziło do okradzenia mnie z mojego majątku i zniszczenia moich hodowli. 😢😢😢

W swojej karierze hodowlanej wyhodowałam ponad 50 kóz, 50 owiec, kilka sztuk koni, kilka sztuk bydła mlecznego, hodowałam inne gatunki drobiu takie jak kaczki, gęsi, indyki, perlice - w niewielkich ilościach na własne potrzeby, a także króliki.

Moje gospodarstwo jest gospodarstwem niezmechanizowanym. Staram się prowadzić je metodami tradycyjnymi, ekologicznymi, oraz dostosowanymi do istniejących warunków w jakich przyszło mi hodować zwierzęta.

Zwierzęta hoduję w sposób naturalny, maksymalnie zbliżony do warunków naturalnego chowu. Zwierzęta u mnie mają ogrom wolności i są bardzo szczęśliwe. Kochają mnie, a ja kocham je. Uwielbiam także przebywać wśród roślin, wśród natury. Pasjami uprawiam ogród, a w nim warzywa, owoce i zioła, kwiaty, drzewka owocowe i krzewy.

https://ogrodyindianki.blogspot.com/

Owoce mojej ciężkiej, 17 letniej pracy zostały bestialsko i cynicznie zrabowane w środku nocy 3 maja w samo święto Konstytucji w 2018 roku, która jest gwarantem prawa własności i wolności oraz 8 kwietnia 2019 roku w dzień.

https://kreatywnaromantyczka.blogspot.com/2018/06/terror-2-i-3-maja-2018-roku.html

Z tego przykładu widać, że urzędnicy i organizacje pozarządowe stawiają się ponad Konstytucję i ponad elementarne prawa człowieka zagwarantowane przez Konstytucję.

30 lat po Magdalence urzędy i organy ścigania służą terroryzowaniu obywatela, a nie ochronie jego podstawowych praw.

Moje hodowle zostały zniszczone przez podłość lewicowych funkcjonariuszy organów ścigania, przez chciwość i podłość lewicowych urzędników, oraz fundacji terrorystycznych zwanych fałszywie fundacjami pro zwierzęcymi, albowiem fundacje nie działają dla dobra zwierząt, a tylko i wyłącznie dla własnych interesów.

Fundacje zarabiają na zrabowanych zwierzętach grube tysiące. Żyją z kradzieży cudzego mienia.

Obecny system państwa popiera napadanie na swoich obywateli w środku dnia i nocy i bezwzględne ich rabowanie.

Ponieważ to pismo zamierzam wysłać również do wiadomości Ministerstwa Sprawiedliwości, do pana Zbigniewa Ziobro, zamieszczam w nim również postulaty, które powinny zostać w naszym kraju zrealizowane dla dobra Polski i polskich hodowców.

MOJE POSTULATY
Postulat 1
Postuluję o wzmocnienie prawa własności tak, aby żaden bandyta z pseudo fundacji pro zwierzęcej lub urzędas czy funkcjonariusz państwowy nigdy nie miał możliwości wtargnąć na prywatny teren Polaka, by splądrować mu jego posesję, jego gospodarstwo, włamać się rolnikowi do domu, pobić go i wywlec w kajdankach z domu w skarpetkach pod fałszywym pretekstem podejrzenia zaniedbania zwierzęcia.

Trzeba skorygować ustawę o ochronie zwierząt w ten sposób, by zabezpieczyła ona prawa człowieka i interesy hodowcy i właściciela zwierzęcia.

Niedopuszczalne jest to, aby ludzi traktowano gorzej niż zwierzęta.

Pierwszy, który stawiał zwierzęta ponad ludzi to był Hitler. Stawianie zwierząt ponad dobro ludzi to jest faszyzm. Faszyzm jest ideologią zbrodniczą i zakazaną w naszym państwie. Żadna instytucja nie ma prawa działać w sposób faszystowski wobec Polaków, wobec polskich hodowców.

Niedopuszczalne jest to, aby ludzi skazywano na więzienie za zabicie karpia na stół wigilijny!

Ustawa o ochronie zwierząt w obecnej formie prowadzi do skrajnej patologii, gdzie fundacje prozwierzęce napadają na hodowle, skąd z premedytacją rabowane są zwierzęta zadbane, zdrowe, którym nie dzieje się krzywda - i pod pretekstem rzekomego ich ratowania wywożą je, po to, żeby czerpać na tej podstawie ogromne korzyści finansowe i materialne.

Branża prozwierzęca w Polsce jest to najbardziej zakłamana i obłudna patologia w kraju. Chamska grabież pod pretekstem ratowania zwierząt.

Ja walczę z tą patologią jako hodowca, ale nie mam takich narzędzi prawnych aby zrobić z tym należyty porządek. Przede wszystkim zaś nie da się przywrócić do życia zwierząt, które fundacja i wójt doprowadzili do śmierci. Ponad 20 owiec i kóz wymordowali mi. Także doprowadzili do śmierci nowo narodzonego źrebaka.

Nie jestem jedyną osobą, której zwierzęta ukradziono i wymordowano. Sejm w obecnym składzie pali głupa, że nic się nie dzieje. Posłowie obecnej kadencji Sejmu opracowali bardzo szkodliwe zmiany do ustawy o ochronie zwierząt, które bardzo ułatwiają wszelkie patologie ze strony fundacji prozwierzęcych, a w tym: manipulacje materiałem dowodowym, grube mataczenie, wystawianie fałszywych  zaświadczeń i opinii oraz łapownictwo i korupcję, przestępcze przejmowanie cudzej własności.

Fundacje prozwierzęce mają większe uprawnienia niż służby specjalne przez co działają jak terroryści. Nie liczą się z prawem, nie liczą się z właścicielami zwierząt, nie liczą się z dobrem zwierząt w tym biznesie, bo jest to biznes.

Chodzi o to, by się jak najbardziej nachapać cudzym kosztem w świetle rzekomego prawa - by okraść człowieka z jego dobytku i go zaszczuć, by nie miał siły się bronić i walczyć o swoje prawa. Fundacje na swoje ofiary często wybierają osoby samotne, starsze, chore, które posiadają zarówno zwierzęta jak i atrakcyjne nieruchomości.

Jest to wyrachowana, perfidna działalność prowadząca do ograbienia właściciela ze wszystkiego co on posiada. Obrabowany człowiek jest zamykany do więzienia lub do psychiatryka, aby nie mógł walczyć o swoje prawa, o swój majątek.

Postulat 2
Należy przywrócić chłopom prawo do uboju gospodarczego na gospodarstwie.

Od tysięcy lat, odkąd ludzie hodują zwierzęta, było to rzeczą całkowicie naturalną, powszechną i normalną, że chowano na gospodarstwach i ubijano bez pośredników zwierzęta celem pozyskania mięsa, skór, futer.  Z reguły podczas uboju samodzielnie ubijano na gospodarstwie lub proszono doświadczonego ubojowca z sąsiedniego gospodarstwa. Rzeźnia była wyborem, a nie przymusem.

Odchowane zwierzęta zabijano na mięso w miejscu ich wyhodowania i sporządzano z nich smakowite i zdrowe, pożywne potrawy, wędliny, konserwy.

Tę wolność nam rolnikom odebrano po raz pierwszy w historii ludzkości przez tyranistyczną Unię Europejską, która zabezpiecza interesy lobbystów.

Od kilku lat tyranistyczna Unia Europejska zakazała uboju, komplikując gospodarzenie i życie rolnikom i hodowcom.

Rolnicy są zmuszani do sprzedaży zwierząt po zaniżonych cenach do rzeźni, często poniżej progu opłacalności. Mi handlarze bydła proponowali kiedyś 1 złoty za kilogram zdrowej, ekologicznej wołowiny, która w sklepie kosztuje nawet 40 złotych za kilo!

Teraz zwierzęta muszą przeżywać traumę transportu i bestialskiego mordu w rzeźniach.

Ubite zwierzęta w postaci tusz mięsa trafiają do fabryk, gdzie mięso jest zatruwane chemikaliami i pompowane wodą.

Takie trujące sztuki mięsa leżą potem w supermarketach w bardzo wysokich cenach.

Mięso, które przechodzi przez pośredników jest toksycznym i drogim oszustwem napompowanym wodą i chemikaliami.

Uciążliwość i nieludzkość transportu zwierząt do rzeźni pokazuje, że zwierząt nie należy transportować, lecz należy ubijać w miejscu wyhodowania i chowu, aby im zaoszczędzić stresu i zbędnych cierpień.

Zatem należy przywrócić chłopom prawo do uboju gospodarczego na gospodarstwie.
Proste? - Proste.

Postulat 3
Zdecydowana likwidacja dzików z ASF.  Budowa ogrodzenia na granicach uniemożliwiającego przemieszczanie się dzików z innych krajów do Polski.

Przeprowadzenie drobiazgowych badań dotyczących pochodzenia zarazy oraz sposobów jej rozprzestrzeniania się oraz sposobów jej zapobiegania.

Postulat 4
Rządowy program finansowania budowy przydomowych rzeźni i masarni na gospodarstwach rolnych zajmujących się hodowlą trzody chlewnej, bydła oraz innego żywca.

Zabrać bankowi Morgana 20 000 000 złotych i dać polskim rolnikom na budowę przydomowych rzeźni I masarni celem zatrudniania okolicznych Polaków w tych zakładach.

Resztki poubojowe mają odbierać fermy lisów i schroniska dla psów.

Ułatwić rolnikom prowadzenie przydomowych ferm lisów i schronisk dla psów.

Obecny system państwowy to rak, który atakuje zdrową tkankę narodu.  Od wielu miesięcy, a nawet paru lat, państwo niszczy hodowle trzody chlewnej w Polsce. Państwo sprzyja zachodnim lobbystom, którzy przejmują rynek zbytu w Polsce za pomocą sztucznie roznoszonej epidemii ASF.

W Polsce z powodu spożywania zatrutej żywności z Zachodu umiera rocznie po 100 000 ludzi na raka. Musimy zadbać o zdrowie Polaków i bezpieczeństwo żywności. Tylko polska żywność ma rację bytu w Polsce.

Postulat 8 Prawo do broni
Polacy mają prawo do samoobrony i w związku z tym muszą mieć też prawo do broni.  Jedno prawo wypływa z drugiego.

To skandal, że Naród, który tyle wycierpiał podczas II wojny światowej jest
najbardziej bezbronnym społeczeństwem na świecie.

Dla bezpieczeństwa narodu polskiego pożądane jest aby w każdym polskim domu była broń.

Ja mieszkam na koloni za wsią, w szczerym polu i nic mnie i nikt mnie nie chroni. Policja zamiast bronić napada, okrada, dewastuje mi dom, porywa i wywozi poza miejsce zamieszkania nawet 60 km dalej i porzuca.

Fundacje prozwierzęce nie zabierają ludziom zwierząt po to, żeby je uratować, tylko po to, żeby na nich grubo zarobić.

Fundacje prozwierzęce zarabiają na kilka sposobów na kradzionych zwierzętach. Mianowicie zarabiają na:

Na zawyżonych kosztach transportu,

Na zawyżonych kosztach pozorowanej obdukcji,

Na zawyżonych kosztach utrzymania zrabowanych zwierząt,

Na zawyżonych kosztach rzekomego leczenia,

Na zbiórkach internetowych organizowanych rzekomo na zrabowane zwierzęta.

Na sprzedaży zrabowanych zwierząt.

Tak samo stało się w moim przypadku. dwukrotnie zostałam bestialsko napadnięta i obrabowana z mojego inwentarza. Wywieziono zwierzęta zdrowe, w dobrej kondycji, którym nic nie zagrażało, którym nie zagrażała śmierć na moim gospodarstwie. Duża liczba zwierząt została zmarnowana, zagłodzona na śmierć.

Moje konie były zadbane, karmione, pojone, czesane, szczotkowane werkowane, szczepione i odrobaczane. Wójt nie zadał sobie trudu, żeby przesłuchać osoby, które zajmowały się końmi przez ostatni rok, które o konie dbały, nadzorowały, karmiły, poiły, czesały, szczepiły, szczotkowały, werkowały, trenowały, wychowywały.

Wójt nie zadał sobie trudu, żeby przesłuchać weterynarzy, którzy przyjeżdżali na moje gospodarstwo hodowlane odrobaczać, szczepić konie.

Wójt zignorował opinię pani lekarz weterynarz Izabeli Laszczyńskiej, która mówi o tym, że w czerwcu roku 2018 konie wszystkie były zdrowe i w bardzo dobrej kondycji, co kłóci się z oszczerstwami Elżbiety Kozłowskiej z Fundacji Molosy Adopcje, która kłamie, że ja zaniedbuję zwierzęta i znęcam się nad nimi od 17 lat.

Decyzja wójta została wydana w oparciu o fałszywe opinie weterynaryjne oraz fałszywe zeznania. Owszem dwa konie przed przyjazdem fundacji padły, ale padły z przyczyn naturalnych. Źrebak dostał kolkę, a wysokoźrebna klacz przewróciła się i poroniła.

Pozostałe na gospodarstwie konie były w kondycji zadawalającej i dobrej.

Były pod moją opieką. Były codziennie karmione i pojone. Na gospodarstwie znajdował się zapas paszy objętościowej i treściwej, lizawki solne, swobodny, łatwy dostęp do wodopoju 24 godziny na dobę.

Konie nie miały prawa być odwodnione, bo były czynne stawy i dwie rzeczki, na polu stała woda. Zwierzęta wielokrotnie w ciągu dnia piły.

Na polu mam 11 hektarów wysokiej, gęstej trawy i dostęp do czystego wodopoju z rybkami, kijankami, żabami. Budynek pełniący rolę wiaty jest bezpieczny, czysty, przestronny. Gospodarstwo i warunki utrzymania zwierząt spełniają wymogi unijne.

Wnoszę o uchylenie decyzji wójta.

Wnoszę o przywrócenie terminu na złożenie tego odwołania, bo nie mam gdzie wydrukować i za co wysłać.

Z poważaniem,
Naturalistyczna hodowczyni koni, owiec i kóz: Izabella Redlarska, Rancho de Rebelle, Czukty 1, 19-420 Kowale Oleckie, Woj.Warmińsko-Mazurskie, tel. 511945226

Moje fotografie:
https://www.instagram.com/izabella_redlarska/

Moje Rancho i hodowla koni:
http://ranchoderebelle.blogspot.com/

Pierwszy napad na moje gospodarstwo

Sygn. Akt 1 Ds 451/18
napad i kradzież zwierząt przez funkcjonariuszy publicznych

Terror 2 i 3 Maja 2018 roku

Dnia 2 maja 2018 roku, po południu poszłam przed farmę na południową miedzę poprawić pastuch elektryczny. Ledwo wyszłam i poprawiłam sznurki, nagle nadjechało gestapo NWO (tak bezwzględni i okrutni ci ludzie byli jak za II Wojny Światowej niemieckie gestapo).
Trzy auta: radiowóz osobowy, biała kosztowna bryka szemranej fundacji i wypasiony wóz terenowy inspektora weterynarii.

Oczywiście nikt wcześniej do mnie nie raczył zadzwonić i uprzedzić o tejże jakże nieprzyjemnej wizycie. No bo nie chodziło, żeby mnie uprzedzać, aby wizytować czy aby cokolwiek wyjaśniać. Chodziło o bezczelną grabież mojego inwentarza w świetle niby prawa.

Na miejsce przybyły następujące osoby:
Białym kosztownym autem za 400.000 złotych:
Dwie panie z fundacji Molosy Adopcje: Elżbieta Kozłowska i jej koleżanka (brunetka)
Towarzyszący im jak go określiły „wolontariusz” - wytatuowany rosły właściciel schroniska dla koni, Kamil Jacak.

Radiowozem policyjnym, osobowym:
dzielnicowy Paweł Warsiewicz oraz policjant Krystian Ułanowski.

Eleganckim, drogim wozem terenowym:
pan inspektor PIW Olecko, Kornel Laskowski.

Wypasione auta bogaczy zrobiły na mnie tym większe wrażenie, iż biedna ja od 15 lat jeżdżę do Olecka i z powrotem na rowerze, jako, że mnie nie stać na auto. Wszystkie środki jakie miałam, zawsze pakowałam w gospodarstwo, które wymaga ogromnych nakładów. Na auto nigdy nie starczyło.

Ad rem! Przybyli państwo z miejsca mnie zaatakowali oskarżeniem, że rzekomo znęcam się ze szczególnym okrucieństwem nad moimi ukochanymi zwierzętami i w związku z tym, fundacja je zabiera.

Zamurowało mnie. Jak to? Na jakiej podstawie prawnej? Pani z fundacji Molosy Adopcje (w tym czasie nie wiedziałam z jakiej, gdyż się nie przedstawiła) wspomniała coś o donosie i ustawie o ochronie zwierząt.

Jaki przepis tej ustawy naruszyłam i w jaki sposób? Pani Kozłowska (wówczas nie wiedziałam, jak się nazywa, bo się nie przedstawiła) nic nie odpowiedziała, tylko nachalnie wdarła się na moje gospodarstwo bez okazania mi nakazu sądowego, prokuratorskiego czy jakiejkolwiek decyzji w sprawie zaboru moich zwierząt. Wdarła się w asyście wyżej wymienionych osób w tym policji i inspektora Laskowskiego, którzy stanowili wyraźnie straż przyboczną owej fundacji.
3 osoby z fundacji, 2 policjantów, 1 inspektor czyli razem 6 osób wtargnęło wbrew mojej woli na moją prywatną posesję.

Moje pytania skierowane do nachodźców dotyczące tego, jak się nazywa fundacja i kto wydał decyzję o zaborze moich zwierząt, pozostały bez odpowiedzi. Pani Kozłowska tylko odpowiedziała na moje protesty co do wtargnięcia na moją posesję, że ja tutaj nic nie mam do gadania, bo ona wchodzi i tyle, a policja jest tu po to by jej to ułatwić.

Policjanci powiedzieli, iż są przydzieleni tej fundacji do asysty podczas zaboru moich zwierząt.
Inspektor Laskowski zaś był także przydzielony do asysty dla fundacji, skierowany do pracy przez swojego szefa, inspektora PIW Olecko, Dariusza Salamona.

Przybyłe osoby wdarły się na moje gospodarstwo wbrew moim protestom. Panoszyli się na mojej ziemi, zakłócali mir gospodarstwa.

Gdy weszliśmy na podwórko, na podwórku przed domem, w cieniu domu leżały pokotem moje owce i wypoczywały. Odpoczywały po godzinach pasienia się. Leniwie żuły treść swoich żołądków. Kozłowska zagnała je do wyłączonej z eksploatacji, uszkodzonej stajni i zrobiła im zdjęcia w środku. Sfotografowała też uszkodzoną stajnię z zewnątrz.

Druga stajnia, ta w dobrym stanie, nie bardzo ją interesowała. Weszła co prawda do niej, ale fakty oczywiste negowała. Nie zauważyłam, aby ją fotografowała z zewnątrz, tak jak napawała się fotografowaniem tej gorszej stajni (której zdjęcia skwapliwie zamieściła na stronie profilowej Facebooka przestępców zajmujących się znęcaniem nade mną od 5 lat).

W dniu przybycia Kozłowskiej, w stajni znajdowała się gruba warstwa suchej, czystej słomy. Kobieta ta skwitowała, że to dwa metry gnoju i choć stajnia była pusta w tym momencie, dodała, że zwierzęta stoją w gnoju po kolana. Te wszystkie fałszywe oskarżenia i pomówienia, miały służyć grabieży moich zwierząt, pod płaszczykiem ustawy o ochronie zwierząt.

W stajni poza suchą, czystą ściółką, znajdowało się kilka bel siana dobrej jakości.
Kobieta z fundacji zarzuciła, że siano jest zgniłe.

W stajni znajdowały się także lizawki solne dla zwierząt. Tego nie raczyła dostrzec.

Wyszliśmy na podwórko. Pani władczym gestem wyciągnęła do mnie rękę naciskając:
„Paszporty! Nie masz?? To znaczy, że konie są kradzione! Wobec tego zabieram konie!”

Oczywiście zaoponowałam, wyjaśniając, że to są wszystkie moje konie, które się tutaj w większości urodziły.

„Nie masz dowodu, że to są twoje konie, więc je ukradłaś i ja je zabieram”.
Obecny inspektor Laskowski, który od lat kontroluje moje gospodarstwo i setki razy widział tu moje konie, nie zareagował. Nie wyjaśnił kobiecie z fundacji, że moje konie są tutaj od zawsze.

Oczywiście, kobieta nie ma prawa fałszywie mnie oskarżać o kradzież, bez jakichkolwiek dowodów.
Brak paszportów, to nie jest dowód kradzieży i przesłanka do wywozu zwierząt i ta pani doskonale o tym wie. Zastraszając i terroryzując mnie w ten sposób, złamała prawo.

Następnie pani Kozłowska oświadczyła, że zwierzęta są głodzone, nie mają paszy objętościowej ani treściwej i że to jest znęcanie się ze szczególnym okrucieństwem.

Zaprotestowałam, że przecież jest w stajni pasza, na łące rośnie trawa, a w domu mam jeszcze paszę treściwą. Pani zażądała wejścia do mojego domu. Nie miałam ochoty tego agresywnego, roszczeniowego indywiduum wpuszczać do mojego prywatnego domu, tym bardziej, iż sobie uzurpowała prawo łażenia po całym moim domu włączając w tym piwnicę, gdzie jak twierdziła, według niej leżą odgryzione przeze mnie łby królików!

Poprosiłam by do środka domu wszedł zamiast Kozłowskiej inspektor Laskowski.
Kornel Laskowski zażądał zaś eskorty policjanta Krystiana Ułanowskiego.
Weszli obaj. Pokazałam im 7 worków paszy treściwej, pozostałość z ostatniego zakupu tony owsa i jęczmienia. Razem naszym oczom ukazało się 350 kg paszy treściwej. Laskowski zapisał, że jest 140 kg.

Wyszliśmy na pole, gdyż kobieta z fundacji zarzucała mi, że zwierzęta nie mają dostępu do wody.
Podprowadziłam ich pod pojemny zbiornik wodny zabezpieczający wodę na długie tygodnie suszy.
Płynie w nim bieżąca, czysta woda wypływająca z ziemi. Zwierzęta gospodarskie i dzikie piją z tego źródła wodę od setek lat.

Pomimo, że woda jest w zbiorniku czysta i orzeźwiająca, Kozłowska nazwała tę wodę „płynącą gnojowicą”. Wszyscy moi sąsiedzi poją swoje bydło ze stawów i rzek i tam nikt ich nie szykanuje, o czym doskonale wie inspektor PIW Olecko Kornel Laskowski. Tymczasem inspektor Laskowski usłużnie w stosunku do fundacji, złapał za telefon i zaczął obdzwaniać moich sąsiadów wypytując ich, czy nawożą swoje pola gnojowicą.

Według niego nawożenie sąsiednich pól gnojowicą, miało przesądzać o tym, iż woda w moim wodopoju jest brudna. Nie zrobił badania wody, absolutnie nie. Tylko pomówił moją wodę o zanieczyszczenie. Przy czym wodopój jest zasilany głównie wodami opadowymi spływającymi z pól, gdzie gnojowicy nie stosowano, nadto zanim woda opadowa dotrze do dreny, a z dreny do wodopoju, jest filtrowana przez grube warstwy piachu i zanim dotrze do wodopoju, jest czyściutka.

W wodopoju żyją kijanki i drobne rybki, a to wskazuje na to, że jest to woda czysta.
Ja piję tę wodę i moje zwierzęta od 15 lat. Nigdy się nią nie zatruliśmy. Gdy kupiłam gospodarstwo, zanim myśliwi wytłukli stado 14 saren, które się pasły w okolicy i na moim gospodarstwie, te sarny właśnie piły wodę z tego ujęcia wodnego. Myślę, że mając do dyspozycji wiele stawów w okolicy, przychodziły specjalnie do mojego wodopoju, bo tutaj woda jest najlepsza, najsmaczniejsza. Wydeptały nawet ścieżkę do tego mojego wodopoju.

Insynuowanie, że woda pitna moich zwierząt jest zatruta i na tej podstawie fałszywe oskarżanie mnie o niepodawanie wody zwierzętom oraz oskarżanie mnie na tej naciąganej podstawie o znęcanie się nad moimi zwierzętami ze szczególnym okrucieństwem, jest parszywą zagrywką inspektora PIW Olecko (Państwowy Inspektorat Weterynarii w Olecku) Kornela Laskowskiego jak i pracownicy Fundacji Molosy Adopcje, Elżbiety Kozłowskiej.

Oboje ci państwo przekroczyli tu swoje uprawnienia. Wnoszę o ich ukaranie i zasądzenie zakazu wykonywania funkcji publicznych dożywotnio, gdyż działali w złej wierze, w celu zniszczenia mnie i mojej hodowli zwierząt.

Wnoszę o delegalizację Fundacji Molosy Adopcje, albowiem jest to twór przestępczy, łamiący prawo, zajmujący się agresywnymi, aroganckimi, chamskimi najściami i kradzieżą cudzego inwentarza oraz obrażaniem i poniżaniem właścicieli zwierząt.

Obecni nie przyjęli do wiadomości, iż na terenie gospodarstwa jest w sumie 7 oczek wodnych, trzy cieki wodne. Nie obeszli całego gospodarstwa. Większość oczek wodnych nie ma połączenia z polami sąsiadów, a ja nie stosuję nawożenia na moich łąkach. Łąki mam ekologiczne, naturalne.

Łąki są nawożone jedynie naturalnie poprzez pasące się moje zwierzęta.

Przy takiej ogromnej ilości wody, gdzie zwierzęta same wybierają skąd wodę pić, piją swobodnie kiedy chcą i ile chcą, oskarżono mnie o niepodawanie zwierzętom wody!

Woda w moich zbiornikach jest czysta. Potwierdzają to żyjące w nich kijanki wodne i drobne rybki.
Jest to woda naturalna, taką jaką zwierzęta dzikie i gospodarskie piją tu od setek lat, a zapewne i tysiącleci.

Niestety okazało się, iż woda naturalna jest wodą wstrętną zarówno fundacji, jak i inspektorowi.
Jednak inspektorowi Laskowskiemu nie przeszkadza, iż zwierzęta np. sąsiadującego Naruszewicza piją wodę z jego brudnych stawów rybnych, do których spływają ścieki z pól oraz do których szczają wędkarze łowiący odpłatnie ryby w tych stawach. Tam kontroli i zaboru zwierząt nie będzie, bo chodzi o to, by zniszczyć moją hodowlę i gospodarstwo.

Bardzo wredna była też reakcja pani Kozłowskiej z fundacji niby pro zwierzęcej, gdy demonstrowałam mój wspaniały wodopój wykopany w zeszłym roku przeze mnie moim ukochanym zwierzątkom. Wskazałam, że dbam o moje zwierzęta i ich dobrostan, gdyż wszelkie dotacje rolnicze jakie do mnie niekiedy docierają rocznie (a są one niewielkie, wielkości mniej więcej jednej pensji prokuratora czy sędziego, do tego mocno okrawane lub całkowicie zajmowane przez komorników) inwestuję w jego poprawienie, i tak, sama nie mając w domu komfortu bieżącej wody (mam zepsutą hydraulikę, potrzaskane rury wodne) zainwestowałam w zeszłym roku 3 tysiące złotych w pogłębienie płytkiej kałuży i zrobiłam zapas wody moim zwierzętom na cały rok, w tym na wypadek suszy, co procentuje w tym jakże suchym roku. Moim zwierzętom zabezpieczyłam wodę nawet na całe suche lato. Choćby woda wyschła wszędzie, to w tym wodopoju zawsze będzie, gdyż napływa zawsze świeża.

Reakcja Elżbiety Kozłowskiej z fundacji pseudo pro zwierzęcej:
„To ja to zgłoszę ten zbiornik do nadzoru budowlanego, że go nielegalnie wykopałaś.”

Doprawdy, zamiast się cieszyć, że zwierzęta są zabezpieczone w wodę na cały rok, baba chce donosić??? Co to za osoba w tej fundacji siedzi i udaje miłośniczkę zwierząt??? Czy takie reakcje są zgodne ze statutem Fundacji Molosy Adopcje? Działanie na szkodę dobrostanu zwierząt?

Gdy staliśmy nad tym wodopojem i ja protestowałam, oburzona ich oszczerstwami typu:
„znęca się ze szczególnym okrucieństwem, bo nie podaje zwierzętom wody” co jest absolutnym, absurdalnym oszczerstwem, pan pseudo wolontariusz pozwolił sobie na uwagi ad personam typu:
„Tobie bolca potrzeba”.

Stojący obok policjanci nie zareagowali właściwie na takie obrażanie mnie. Zaśmiali się. Stali tuż tuż, wszystko słyszeli. Gdy zwróciłam im uwagę, że ludzie z fundacji mnie obrażają, dzielnicowy Paweł Warsiewicz powiedział, że on nic nie słyszał. Ten drugi policjant też „nic nie słyszał”.

Napastnicy oświadczyli, że moje zwierzęta będą zabrane.
Protestowałam oczywiście. Na łące nieopodal, w blasku Słońca, pasły się moje śliczne konie.
Wyglądały cudownie.

„Podejdźmy do nich i obejrzyjmy je z bliska, jak ślicznie i zdrowo wyglądają.
Nie są w żaden sposób zaniedbane, ani nie mają ran, śladów bicia, katowania itp.” - zachęcałam.

Rabusie nie byli zainteresowani podchodzeniem do moich koni. Z daleka było widać, że wyglądają świetnie, nie ma żadnych oznak zagłodzenia, odwodnienia, bicia, katowania, krępowania.
Zwyczajnie, że nie ma żadnych podstaw do zaboru na podstawie ustawy o ochronie zwierząt.
Oglądanie zdrowych, zadbanych koni nie było im na rękę, gdyż kolidowało z planem ich grabieży pod pretekstem rzekomego zaniedbania czy znęcania się.

Prosiłam też osobno policjantów, by podeszli ze mną do koni. Odmówili. Powiedzieli, że oni są tutaj tylko jako eskorta, nie znają się na koniach i podchodzić nie będą.

Odrzekłam, że nie trzeba się znać, aby zobaczyć, czy koniom sterczą kości i zwierzęta chwieją się z głodu na nogach, nie trzeba się znać na koniach, aby zauważyć ewentualne rany czy ślady bicia.

Panowie policjanci nie chcieli pomóc, nie chcieli być obiektywni. Oni przybyli na moje Rancho tylko jako bezrozumna eskorta, siła zbrojna do okradzenia mnie z mojego majątku. Tym samym nie dopełnili swoich obowiązków służbowych w kwestii ustalenia, czy rzeczona „interwencja” fundacji miała swoje uzasadnienie prawne, podstawę prawną zgodną z ustawą o ochronie zwierząt.
Tym samym przyczynili się do tego, że Fundacja Molosy Adopcje nielegalnie wywiozła moje owce i kozy oraz psy.

Psów w ogóle nie oglądano, bo były w domu. Koni z bliska nie oglądano. Owiec nie badano. Żadnego zwierzęcia konającego lub ciężko chorego nie zastano. Żadnych szczątków zwierząt nie odnotowano.

W stajni, na polach i w domu pasza. Zwierzęta wszystkie w dobrej i bardzo dobrej kondycji, zadbane, kochane, przez zimę przezimowane na ponad 60 belach dobrej jakościowo paszy i tonach paszy treściwej, ze swobodnym dostępem do wody i stajni przez całą dobę – ot tak postanowiono ukraść pod przykrywką ustawy o ochronie zwierząt.

Od nocy 3 maja 2018 roku moje zwierzęta są przetrzymywane przez fundację Molosy Adopcje w niewiadomym dla mnie miejscu na cudzej farmie, w szopie, bez dostępu do wody i paszy, jak wynika z komunikatów zamieszczanych przez Elżbietę Kozłowską na Internecie, na stronie Rancho Romantica de Syf (strona-paszkwil, autorstwa stalkerów, którzy znęcają się nade mną psychicznie od 5 lat).

Agresywne i bezwzględne towarzystwo składające się z członkiń i wolontariusza Fundacji Molosy Adopcje oraz inspektora PIW Olecko, Kornela Laskowskiego, dwóch policjantów: Pawła Warsiewicza i Krystiana Ułanowskiego (nie wylegitymował się należycie i nie zdążyłam odczytać prawidłowo jego nazwiska), udało się na drogę gminną przed moim gospodarstwem, gdzie stało przy samochodach, a następnie się w nich pozamykało, odmawiając mi odpowiedzi na pytanie, co planują, na co czekają i czyja to decyzja była, by mnie nachodzić i pozbawiać zwierząt.

Kolejno podchodziłam do tych aut i pytałam przez szybę, na co czekają i czy zamierzają zagarnąć moje zwierzęta i jeśli tak, to na jakiej podstawie. Elżbieta Kozłowska warknęła przez szybę, do mnie: „Spierdalaj gówno”. Policjanci nie chcieli rozmawiać. Ułanowski siedział w radiowozie, śledził mojego bloga na smartfonie i analizował ostatnie moje wpisy z najścia, które zdążyłam zrobić na bieżąco, gdy na mnie napadli.

Inspektor Kornel Laskowski także zamknięty w swoim aucie, prowadził głośną rozmowę na głośnomówiącym z wójtem Kowal Oleckich Krzysztofem Locmanem. Słyszałam głos Locmana, gdy podawał nazwiska gospodarzy w mojej okolicy, gdzie wywieźć moje zwierzęta.
Byłam oburzona! Chciałam rozmawiać z Locmanem, ale Laskowski mi to uniemożliwił.
Poczułam, że mam do czynienia z okropną, bezwzględną mafią :(((
Poszłam do domu doładować komórkę i zadzwonić do adwokata, by przyjechał na miejsce i bronił mnie i moich zwierząt, by przynajmniej porozmawiał z nimi, bo mnie oni całkowicie ignorowali i za moimi plecami organizowali transport do nielegalnego wywiezienia moich zwierząt.

Po podładowaniu komórki, porozmawiałam z adwokatem i wróciłam na drogę przed moim gospodarstwem, gdzie koczowali najeźdźcy. W międzyczasie dojechało schroniko w Bystrym, pan Kuncewicz z małżonką oraz dwóch jego pracowników. Pan Kuncewicz z żoną w aucie osobowym, a jego pracownicy w aucie schroniska, służącym do zabierania psów. Był to granatowy samochód z paką, a w niej z klatką.

Podeszłam do pana Kuncewicza i dowiedziałam się, że to pan wójt Locman zlecił mu przyjazd i zabór moich psów. Nie umiał powiedzieć na jakiej podstawie zabiera mi się psy. Stwierdził tylko, że ma podpisaną umowę z Urzędem Gminy Kowale Oleckie i gdy z Gminy jest zgłoszenie do odbioru psa, przyjeżdża i zabiera. Nie on podejmuje decyzje o zabraniu, tylko wójt.

Wcześniej dochodząc do drogi na której stali napastnicy, próbowałam dowiedzieć się od kobiety z fundacji, jak się nazywa ona i jej fundacja, oraz czy ma nakaz zaboru zwierząt lub inną decyzję administracyjną, ale odrzekła, „spierdalaj, to nie twoja sprawa”.

Żaden z obecnych mi informacji nie udzielił. Pozamykali się w samochodach i nie chcieli ze mną rozmawiać. Miałam włączoną komórkę, a na linii adwokata. Odzywki kobiety z fundacji (Elżbiety Kozłowskiej, jak później ustaliłam) słyszał pan adwokat. Także podałam telefon z adwokatem na linii panu Kuncewiczowi, a potem dzielnicowemu Pawłowi Warsiewiczowi. Adwokat usiłował się dowiedzieć, czy zgromadzeni dysponują decyzją na piśmie o zaborze zwierząt. Dowiedział się, że nie. Nikt takim pismem nie dysponował i nie był w jego posiadaniu, czyli był to nielegalny zabór, zwykła kradzież.

Zgromadzeni koczowali na drodze przed moim gospodarstwem do nocy. Gdy już było całkiem ciemno, przyjechały dwie przyczepki konne i cała te menażeria, wszyscy ci ludzie z drogi jak i przybyłe przyczepki konne ciągnięte przez wozy osobowe – wszystko to wtargnęło na moje gospodarstwo, na moją ziemię, na moje podwórko.

W nocy nie było widać inspektora weterynarii Kornela Laskowskiego. On zdaje się odjechał wcześniej sprzed gospodarstwa.

Po przyjeździe zgromadzone osoby bez okazania mi jakichkolwiek dokumentów, bez sporządzenia jakiekolwiek protokołu, bez informowania mnie o tym co robią, zaczęły polowanie na moje zwierzęta.

Wszystkich obecnych głośno poinformowałam, że to co robią jest nielegalne, że są złodziejami i bandytami, że kradną moje zwierzęta. Kazałam im opuścić moje podwórko i gospodarstwo. Nie reagowali.

Zgromadzeni grabieżcy zagnali moje owce i kozy do rozpadającej się stajni, powyrywali drzwi, ustawili barykady. Podjechali kolejno jedną, a potem drugą przyczepką konną typu bukmanka i załadowali 44 owce i kozy na te przyczepki.

W tym czasie na podwórku była inna para policjantów. Nie było już dzielnicowego Warsiewicza i policjanta Krystiana Ułanowskiego. Był policjant Adamski i policjantka Rymarczyk. Oboje chodzili za mną krok w krok, uniemożliwiając mi podejście do moich owiec. Policjant Adamski zachodził mi drogę i odpychał mnie brzuchem. Odepchnął mnie tym swoim brzuchem tak z 20-30 razy.

Para ta przyjechała tym razem dużym radiowozem z paką na więźnia, przypuszczalnie na mnie. Wyglądało to tak, jakby się przygotowali na okoliczność aresztowania mnie.
O ich niecnych zamiarach upewniłam się, gdy Adamski w ciepłą majową noc założył na ręce czarne , skórzane rękawiczki. Szykował się do obezwładniania mnie i bicia.

Widząc te rękawiczki, zapytałam go wprost otwartym tekstem, czy chce mnie bić?
Oczywiście zaprzeczył, ale nie umiał wyjaśnić, po co mu te rękawiczki. Było to tuż przed odjazdem przyczep z moimi owcami.

W którymś momencie poszłam za dom zrobić siku. Policjanci poszli za mną.
Wtedy Adamski poświecił reflektorem po polu i z daleka zobaczył na polu moje konie.
Powiadomił obecnych kłusowników, że na polu są moje konie, wskazał im je.

Konie były na moim polu, ale Adamski powiedział, że biegają po polu sąsiada i że za pastwiskiem nie ma ogrodzenia, choć jest ono od co najmniej dwóch lat. Elżbieta Kozłowska z fundacji Molosy Adopcje, też krzyczała, że moje konie biegają po polu sąsiada. Oboje nie mają pojęcia jak przebiega granica na moim gospodarstwie, a do tego celowo zakłamywali rzeczywistość.

Koniowozy z owcami odjechały. Owce ściśnięte jedna na drugiej beczały. Prosiłam policjantów o interwencję w związku z zagrożeniem życia i zdrowia owiec i kóz, ale oni odmówili interwencji.
Powiedzieli, że oni są tu tylko jako asysta dla fundacji. Nic nie chcieli pomóc. Ułatwiali tylko wywóz moich zwierząt. Wcześniej też ich poinformowałam, że nie ma podstaw do wywozu zwierząt i to jest zwykła kradzież. Odpowiedzieli, że oni są tylko jako asysta dla fundacji.

Zarówno przed odjazdem przyczep jak i po odjeździe, wszystkich obecnych ponownie głośno poinformowałam, że to co robią jest nielegalne, że są złodziejami, kradną moje zwierzęta. Kazałam im opuścić moje podwórko i gospodarstwo. Nie reagowali. Weszłam do domu. Policjant Adamski zamknął mnie od zewnątrz w domu. Nie mogłam wyjść, a oni urządzili obławę na moje konie. Ludzie z fundacji nęcili moje konie marchewkami.

Znęcili ogierka, który zaciekawiony dał im się złapać. Prowadzili go już na podwórko, a za nim szły klacze. Wtedy w akcie desperacji pragnąc uniemożliwić złodziejom kradzież moich ukochanych koni, złapałam za trąbkę i latarkę i zaczęłam przez okno trąbić i błyskać światłem.

Konie spłoszyły się i uciekły i nie dały już do siebie rabusiom podejść. Podejmowali oni jeszcze wielokrotne próby złapania koni, a obecny na podwórku Kami Jacak powiedział, że on stąd bez koni nie odjedzie, bo on tu po konie przyjechał.

Obserwowałam łapankę przez okna domu, ze strychu. Dostałam amoku. Krzyczałam, że są złodziejami, hienami cmentarnymi i żeby opuścili mój teren i zostawili mnie i moje zwierzęta w spokoju. Trąbiłam trąbką i błyskałam latarką. Konie galopowały po pastwisku w kółko i uciekały przed koniokradami.

Policjant Adamski stojąc na dole przed moim domem, straszył mnie ukaraniem mandatu za zakłócanie ciszy nocnej. Wyśmiałam go, bo komu miałabym zakłócać ciszę nocną, skoro na kolonii mieszkam tylko ja?

Kozłowska z fundacji domagała się od Adamskiego, aby mnie aresztował, ale byłam w domu, a on nie miał nakazu włamania się do mego domu, więc tylko drgnął, ale nie próbował wtargnąć do środka. Zżymał się, że nic nie mógł tym razem zrobić. Tak jak wcześniej skutecznie uniemożliwił mi podejście do moich owiec i kóz, ułatwił złodziejom rabunek, tak teraz mógł sobie tylko pogadać o zakłócaniu ciszy nocnej. Byłam wysoko, poza jego zasięgiem i szalałam.

Moje rozpaczliwe, rozdzierające noc i serce krzyki sprawiły, że Kuncewicze poczuli się nieswojo, nie w swojej bajce. Zapragnęli się wymiksować z tego najazdu i obławy. Pan Kuncewicz po cichu podszedł do ściany budynku gdzie stałam w otwartym oknie i krzyczałam i zaproponował mi deal.
Powiedział, że on i jego ludzie odjadą, jak dam im psy z domu, a bez wsparcia Kuncewiczów fundacja koni nie złapie.

Wcześniej faktycznie Kuncewicze brali aktywny udział w łapaniu i ładowaniu moich owiec i kóz i chyba bez ich pomocy fundacja nie dałaby rady złapać owiec. Myślę, że gdyby nie wsparcie policji i Kuncewiczów, fundacja nie dałaby rady złapać moich owiec i kóz i je wywieźć.

Tak więc gdy Kuncewicz zaproponował deal, psa za konie, wrzuciłam na szalę z jednej strony pieska, a z drugiej stado 6 koni i doszłam do jasnego wniosku, że trzeba psa oddać. Lepiej było nie ryzykować, że tłum ludzi urządzi obławę na moje konie i w końcu je wyłapie.

Wystawiłam suczkę za okno. Złapali ją. Jeszcze chcieli trzeciego psa, ale go nie było. Niemka wyprowadziła w pole i ukryła. Kuncewicz nie wierzył, że nie ma trzeciego psa w domu. Wpuściłam go do środka by sprawdził. Sprawdził. Na łóżku leżały koty, ale koty go nie interesowały.

Kuncewicze zabrali dwa pieski (pierwszą suczkę złapali wcześniej, gdy wjechali na podwórko) i odjechali. Osłabiona siłowo fundacja straciła morale, ale Jacak naciskał na łapanie koni. On bez moich koni nie myślał wyjeżdżać z mojej posesji.

Podejmowali jeszcze próby złapania koni. Zeszłam na dół na chwilę. Gdy wróciłam na strych zobaczyłam odjeżdżające koniowozy. Była druga w nocy. Nie widziałam, czy były pełne czy nie. Sądziłam, że udało im się konie złapać i załadować. Wyczerpana i zdruzgotana poszłam spać.

Rano, czy raczej po południu, gdy się obudziłam 3 maja 2018 roku, niespodziewanie przez okno usłyszałam tętent koni i gdy wyjrzałam, zobaczyłam moje skarby na łące! Moja radość była wielka! Niepokój też, bo wiedziałam, że bandyci wrócą po moje najpiękniejsze na Mazurach konie.

Od tamtego czasu boję się gdziekolwiek wyjechać, aby nie zostać okradziona z koni.

Moje owce i kozy są głodzone przez fundację i wójta Locmana. Doprowadzili do śmierci ponad 20 owiec i kóz i na tym nie koniec, jak zdradziła urzędniczka gminna, Małgorzata Bartczak. Wójt wyniszcza moje stado :(((

Popełnione przez urzędników, funkcjonariuszy i fundację przestępstwa:
  1. napad
  2. kradzież
  3. zakłócenie miru gospodarstwa
  4. groźby karalne
  5. znieważenie
  6. zastraszanie
  7. nękanie
  8. znęcanie psychiczne nade mną
  9. znęcanie fizyczne nad moimi zwierzętami
  10. doprowadzenie do uśmiercenia moich 5 owiec
  11. niedopuszczanie mnie do akt sprawy
  12. niedopuszczanie mnie do uczestnictwa w postępowaniu o odebranie tymczasowe owiec
  13. niedopuszczanie moich dowodów w sprawie
  14. oszczerstwa i pomówienia
  15. składanie fałszywych zeznań
  16. Udział w zorganizowanej grupie przestępczej
  17. nielegalny transport
  18. transport niehumanitarny
  19. Mataczenie
Niehumanitarny transport fundacji
W nocy (pewnie po to, by nie było widać co się dzieje i jak to się drastycznie odbywa, oraz by zwierzęta senne były łatwiejsze do złapania) załadowali ponad przepisową ilość zwierząt na strasznie małej powierzchni, w ogromnym ścisku. Na pewno kilka sztuk owiec udusili w tych maleńkich przyczepkach (jest potwierdzenie o padłych 3 sztukach owiec w pierwszych dniach po uprowadzeniu owiec i kóz).
Słyszałam, jak beczały duszone i tratowane owce...

Baba z fundacji nie przedstawiła się, ani nie podała nazwy fundacji.
Znalazłam ją po gębie na Facebooku, wśród znajomych Jacaka.
Nie wiedziałam, jaka fundacja mnie okradła.

Policja też ze mną pogrywała, nie chcieli rozmawiać, nie odpowiadali na pytania. Zamknęli się w radiowozie i przeglądali mojego bloga na smartfonie. Ten policjant Krystian Ulanowski (czy jak mu tam - nie doczytałam nazwiska, bo tak mi zatrzasnął błyskawicznie legitymację policyjną przed oczyma) przeglądał.

Numery aut biorących udział w kradzieży moich zwierząt:
(Niemka spisała na moją prośbę)
Te auta wtargnęły na mój prywatny teren w nocy:

radiowóz policyjny: HPT  2033
Samochód osobowy: WPR 95903
Audi silver ehepaar NNM 07RA
Opel bl Liefer wagen NGI 7V57
Anhanger wagen NE 6177E
Anhanjar NO 4932 P

Auta uczestników biorących udział w ataku na moją farmę w dzień 2.05.2018
HPT ZO28 radiowóz osobowy z obsadą:
dzielnicowy Paweł Warsiewicz i Krystian Ulanowski
NOE 10 MW granatowy samochód inspektora Kornela Laskowskiego
WPR 95903 białe auto złodziejskiej fundacji z obsadą:
dwie kobiety i mężczyzna:
Elżbieta Kozłowska (ta najbardziej agresywna i chamska)
Kamil Jacak "wolontariusz" (wytatuowany, rosły bysior)
Magdalena Chłopecka z Molosy Adopcje

Podczas ich napaści i grabieży, padały wulgarne teksty pod moim adresem, między innymi: Kozłowska sobie pozwoliła nazwać mnie "niewyjściowym ryjem na którego się jej nawet nie chce wysrać" i "gównem".

Naturalistyczna hodowczyni koni, owiec, kóz:

Izabella Redlarska
Czukty 1
19-420 Kowale Oleckie
tel. 511945226